Amerykańska atletka na pomysł pokonania Atlantyku wpadła podczas podróży samolotem. Lecąca nad oceanem maszyna wpadła w tak silne turbulencje, że Figge uznała, iż lepiej byłoby po prostu przepłynąć ten dystans. Próbę dokonania tego podjęła 12 stycznia, gdy pomimo silnego wiatru i fal dochodzących do 9 metrów wysokości wyruszyła z Wysp Zielonego Przylądka. Chciała dopłynąć do Bahamów, jednak siła wiatru zepchnęła ją z planowanego kursu.
W trakcie wyprawy cały czas była asekurowana przez jacht, na którym spała, odpoczywała i spożywała posiłki. Każdego dnia budziła się o 7 rano, jadła śniadanie złożone z makaronu i pieczonych ziemniaków, pokonywała kolejny odcinek (tracąc przy tym do 8 tys. kalorii) i z powrotem na pokładzie jadła mięso i ryby na kolację.
Trynidad to nie koniec jej wyprawy. W przeciągu kilku dni zamierza wyruszyć wpław na brytyjskie Wyspy Dziewicze, gdzie ma dotrzeć pod koniec lutego.
Przed nią Atlantyk przemierzył wpław Francuz Benoit Lecomte, który 10 lat temu przepłynął z Massachusetts do Quiberon we francuskiej Bretanii. Zajęło mu to 72 dni.