Ojciec Michaela Jacksona zdementował plotki o tym, że jest tyranem i przez lata terroryzował swoją rodzinę. Dodał, że nie ma krzty prawdy w tym, że najwięcej złego wyrządził właśnie Michaelowi. Nie zaprzeczył jednak, że w domu Jacksonów stosowano kary cielesne, jednak winą za nie obarczył swoją żonę Katherine:

"Michael nigdy nie był bity, jak wszyscy mówią. Każdy daje swoim dzieciom klapsa, kiedy zrobią coś źle. Ale na pewno nie był bity. Katherine dawała mu zdecydowanie więcej klapsów niż ja, bo ja bardzo dużo pracowałem i rzadko bywałem w domu. Miałem dwie prace, to ona przebywała z nim częściej".

Nie ukrywa, że trzymał zespół Jackson 5 żelazną ręką, ale dodaje, że to nie oznacza, że nie kochał swoich dzieci:

"Robiłem tylko to, co uważałem za słuszne. Kocham moją rodzinę. Kocham mojego syna. To tyle. Próbowałem być po prostu doskonały w tym, co robię. Byłem bardzo wymagający, ale ta metoda działała" - przekonuje.

Zapytany, czy żałuje takich metod wychowawczych, powiedział: "Niczego nie żałuję. Myślę, że to my sprowadziliśmy go na dobrą drogę i dzięki nam osiągnął sukces".

Swoje zdanie o familii Jacksonów wyraził także przyjaciel rodziny David Gest (mąż Lizy Minelli):

"Byłem przyjacielem i sąsiadem Jacksonów. Joe był twardym ojcem, ale chciał dla swoich dzieci jak najlepiej. Czy dawał im klapsy? Owszem. Czy je bił? Tak. Czy je katował? Nie. I nie wierzę, aby kiedykolwiek molestował La Toyę czy próbował zmusić ją do seksu. To po prostu niedorzeczne".

Z wywiadu wynika tylko tyle, że Joe Jackson nie bił dzieci tak mocno, jak mu to zarzucano. Jednak czy to właśnie bicie jest najgorszą i jedyną formą gresji?