Najchętniej odcięłabym się od wszystkich spraw związanych z polityką, szczególnie teraz, kiedy jestem na mazurskiej wsi z dala od życia publicznego, ale tak się jednak nie da. Na dzisiejsze wyniki głosowania w Parlamencie Europejskim patrzę z perspektywy mazurskiej łąki. Zastanawiam się nad kwestią układów we współczesnej polityce. Czy wszystko nie może być proste i jednoznaczne? Mamy właściwego człowieka na właściwym stanowisku, ludzie dookoła będą dla nas życzliwi i będą robić wszystko po naszej myśli. Natrafiłam dziś na wiele komentarzy wyboru Jerzego Buzka na szefa Parlamentu Europejskiego. Dziennikarze zachodniej prasy mówią, że między Buzkiem a Hansem Poetteringiem różnica jest tylko w pochodzeniu i że ten miły, grzeczny, siwy pan nie zreformuje Parlamentu Europejskiego, który jest kolosalną, przeciążoną już machiną biurokratyczną. Fajnie, bo prestiżowo, ale niestety nawet wybór Jerzego Buzka jest częścią jakiegoś układu, coś przehandlowaliśmy, żeby uzyskać coś innego.
W momencie kiedy uzyskaliśmy Jerzego Buzka na stanowisku szefa PE, straciliśmy szansę na komisarzy unijnych i inne dobre miejsca w UE. Dlatego też z jednej strony czuję dumę, że Polak stanie na czele europarlamentu, z drugiej zaś jestem rozczarowana, że zyskuje się coś kosztem czegoś. Miejmy zatem nadzieję, że to wysokie stanowisko pana Buzka wyjdzie nam na dobre, bo jak wiadomo komisje unijne są dla nas niezwykle ważne ze względu na fundusze. Widziałam jakie możliwości one dają w rozwoju firm, tworzeniu nowych miejsc pracy, a przez to, że nie będziemy mieli swojego komisarza, możemy coś jednak stracić. Oby się tak nie stało.
Trzeba pamiętać o jednej ważnej rzeczy. Jerzy Buzek jest przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, a nie polskim przewodniczącym tego parlamentu. Jest on w tym momencie "beznarodowy" i nie możemy liczyć na to, że będzie bardzo pilnować polskich interesów, bo został on wybrany ponad podziałami. Chciałabym wierzyć, że prestiż tego wyboru w ostatecznym rachunku tego ważenia politycznego będzie się nam opłacać.