Kwaśniewska woli chłodnik od prezydentury

Nie dziwni mnie fakt, że pani Jolanta Kwaśniewska bije na głowę swoich największych rywali - Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska - w walce o fotel prezydenta. Gdyby dodać do tych sondaży nazwiska Adama Małysza, Michała Żebrowskiego czy Edyty Górniak, to z pewnością też uzyskaliby bardzo duże poparcie wśród społeczeństwa.

Reklama

Nie rozumiem tylko, kto robi pani Jolancie Kwaśniewskiej taką krzywdę i chce ją wciągnąć w politykę wbrew jej woli. Była Pierwsza Dama już kilkakrotnie wypowiadała się na temat swojej niechęci do wzięcia udziału w wyborach prezydenckich. Może na tym ma polegać jej gra i jest to tylko pewien falstart polityczny? A może to zagrywka SLD?

Wysokie notowania Kwaśniewskiej są dowodem na to, że Polacy szukają kogoś nowego, kto w ich pojęciu będzie neutralny. Jeśli chodzi o Jolantę Kwaśniewską, to nie jest ona taką osobą, ale nie należy do żadnego z dwóch boksujących się teraz obozów - PO i PiS.

Paradoksalnie uważa się ją za osobę spoza obecnych układów. Kwaśniewska jest postrzegana jako "matka narodu", celebrytka prowadząca swój własny program w komercyjnej stacji i prezesowa fundacji charytatywnej. Z drugiej strony może chodzić o silną pozycją pani Kwaśniewskiej jako kobiety. Wzmocniła się ona znacznie po Kongresie Kobiet Polskich. Był to piękny powrót na scenę życia publicznego. Kwaśniewska pokazała się jako kobieta aktywna, dzięki czemu zerwała z wizerunkiem osoby stojącej w cieniu swojego męża. Okazało się, że jest ona silnie zaangażowana w bieżące sprawy Polski.

Kiedyś jako kandydat na prezydenta wybił się pan Tymiński, potem mieliśmy silną kandydaturę pana Lisa. Myślę, że w przyszłorocznych wyborach również nie obejdzie się bez ciekawych nazwisk, niekoniecznie jednak muszą one zdobyć wielkie poparcie społeczeństwa. Żaden cudotwórca z Kanady nie zamydli już oczu naszym rodakom.

Gdyby jednak Tomasz Lis lub inna osoba tego pokroju wzięła udział w rozgrywkach prezydenckich, to może nie zostałaby wybrana na prezydenta, ale z pewnością odebrałaby wiele głosów innym kandydatom z PO i PiS, co spowodowałby pewną nerwówkę w tych partiach.

Twórcom sondaży prezydenckich marzy się zapewne kampania wyborcza rodem z USA. Na razie nie mamy jednak swojego Baracka Obamy. Wiele może się w tej kwestii jeszcze zmienić. Trzeba nam bowiem silnych osobowości w polityce, a chwilowo staramy się lansować na prezydenta każdą osobę, która zdobędzie trochę większe poparcie. Najpierw był to Zbigniew Ziobro, potem pan Buzek. Zaczyna się takie osoby nękać pytaniami, czy chcą zostać w przyszłości głową państwa, czy rozważają taką kandydaturę jeszcze w następnych wyborach? Jest to obsesja polskiej polityki. Nawet ludziom, którzy nie chcą się zajmować polityką wmawia się, że są świetnymi kandydatami na najwyższe funkcje w państwie.