Jeszcze za życia takich wielkich gwiazd, jak Michael Jackson czy Elvis Presley, można było usłyszeć opinie ludzi, że to już koniec kariery tych artystów i że nic nowego już nie stworzą w swoim życiu. Ceniło się ich tylko za to, co zrobili w przeszłości i nie dostrzegało tego, co robią aktualnie. Dopiero po śmierci wielkiego artysty uświadamiamy sobie ogrom straty i zaczynamy dostrzegać to, jak wiele nam po sobie zostawił. Tak było również z Czesławem Niemenem.

Reklama

Ja najbardziej tęsknię za tym właśnie artystą. Wydaje mi się, że jeszcze wiele by nam powiedział, gdyby udało mu się przezwyciężyć chorobę. Miał duży żal do prasy, że od pewnego momentu zaczęto go postrzegać tylko jako twórcę piosenki "Dziwny jest ten świat", a tworzył on także wiele innych nowatorskich rzeczy. Niestety, nikt o tym nie chciał słyszeć.

Dla Czesława Niemena momentem największej popularności był rok 1967 i Festiwal w Opolu. Kiedy wykrzyczał tekst piosenki "Dziwny jest ten świat", to zdałam sobie sprawę z tego, że polska muzyka może mi coś dać. Wcześniej byłam zainteresowana jedynie twórcami z Zachodu - The Beatles, Elvisem Presleyem.

Miałam niesamowite szczęście, że znałam Czesława Niemena, a dodatkowo, że darzył mnie on zaufaniem. Niemen bowiem bardzo nie lubił dziennikarzy, dlatego też tym bardziej cenię sobie nasze liczne rozmowy.

Najbardziej jest mi żal śmierci tych ludzi, którzy mieli największy wkład w polską muzykę. Byli to tacy ludzie, którzy gdy pojawili się na skalę ogólnopolską, byli rodzajem pozytywnego szoku. Obok Czesława Niemena mogę tu wymienić Marka Grechutę.

Reklama

Gdy Grechuta pojawił się w drugiej połowie lat 60. - jako przeciwieństwo big-bitu Czesława Niemena - wszyscy go pokochali i za wygląd i za wspaniałe liryczne piosenki. Poza tym bardzo dobrze wspominam Tadeusza Nalepę, który był rasowym bluesmanem. A wspominając o nim, nie można zapomnieć o Mirze Kubasińskiej. Tuż przed śmiercią planowała nagranie nowej płyty, ale zupełnie niespodziewanie wszystko się skończyło. Podobnie było właśnie z Michaelem Jacksonem, który planował wielki powrót na szczyt, 50 koncertów w Londynie, ale wyszło zupełnie inaczej.