Tegoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego niczym mnie nie zaskoczyły. Nie dziwi 25-procentowa frekwencja, poczułem wręcz ulgę, bo mogło być dużo gorzej. Prognozy oscylowały nawet w granicach 12 proc. Nie będziemy pępkiem Europy tak jak teraz nim nie jesteśmy.
Nie ma po co iść na wybory, bo nie ma na kogo głosować - to stały argument, którego używają się nasi obywatele. Ale tak naprawdę to żadna wymówka. To pójście na łatwiznę. Zupełnie niesłuszne jest mówienie, że nie ma dość dobrego kandydata, bo zawsze jest na kogo głosować. Trzeba się tylko zastanowić i dobrze przeanalizować program partii i reprezentujących ją ludzi.
Nikt nie jest chyba zaskoczony samym wynikiem wyborów. Głosy rozłożyły się tak, jak miały się rozłożyć. Wyraźna przewaga PO, chociaż wydawało mi się, że będzie jeszcze bardziej widoczna, a nie jest. W Parlamencie Europejskim znajdą się 4 partie, reszta natomiast i tak się nie liczyła. Także zupełnie nie dziwią słabiutkie wyniki pozostałych ugrupowań.
Dariusz Rosati, Jolanta Szczypińska i Marian Krzaklewski to niektóre z nazwisk kandydatów, którzy nie dostali się do Europarlamentu. O czym to świadczy? Trudno stwierdzić. Może wyborcy są już nimi zmęczeni i szukają nowych osób. A może coś było nie tak w prowadzonej kampanii wyborczej.