Nie można porównać polityków do dzieci z mojego programu. One w przeciwieństwie do przedstawicieli partii politycznych słuchają argumentów. Można też z nimi bez problemu rozmawiać. Niestety, nie widzę zbyt wielkiej szansy na nauczenie się przez polskich polityków poprawnych zachowań, których dobry przykład dają uczestnicy "Dużych dzieci".
Nasi politycy sami z siebie nie chcą korzystać z pozytywnych wzorców. Dzieci potrafiły się pokłócić, a za kilka minut zapomnieć o całej awanturze i rozmawiać zupełnie normalnie. W naszym Sejmie to raczej niemożliwe. Ta zajadłość w politykach istnieć będzie do końca życia. I nie ma nawet co marzyć o słowie "przepraszam". Bo po co?
Jeśli miałbym kogoś zaprosić do swojego programu, to musiałbym się głęboko zastanowić, jaki będzie jego cel. Kogo innego zaprosiłbym, gdyby program miał być prowadzony w rozrywkowej konwencji, a zupełnie inną osobę, jeśli chciałbym z kimś porozmawiać na serio. Nie chcę na nikogo wskazywać palcem, żeby kogoś przedwcześnie nie pochwalić albo pochopnie nie zganić.
Wśród naszych polityków jest wiele dużych dzieci. Niektórzy są nawet do skorygowania, jednak musieliby się znaleźć w odpowiednim otoczeniu. Tymczasem traktują Sejm jak wielką piaskownicę. Bawią się różnymi zabawkami jak np. poseł Palikot, który jest wiecznym chłopcem - i to nie on jeden.
Politycy są jednak do zreformowania. Potrzebny jest jednak do tego stały nadzorca. Ktoś, kto tupnie nogą i będzie koordynował całą grupą. Czasem trzeba kogoś, jak w szkole, przesadzić do innej ławki, bo za bardzo rozrabia albo kłóci się z kolegą.
Z okazji Dnia Dziecka, naszym "dużym dzieciom - politykom", życzę, żeby uważali na siebie, bo w tym wieku zacietrzewienie może szkodzić zdrowiu.