Zdawałem maturę w 1986 roku i mimo że minęło już trochę czasu, wszystko pamiętam. Byłem humanistą, a chodziłem do technikum i nauczyciele się śmiali, że będę najlepszym aktorem wśród elektroników i najlepszym elektronikiem wśród aktorów. Być może się to spełniło, zwłaszcza pierwsza opcja.

Reklama

Na maturze zdawałem polski i matematykę pisemnie i język angielski ustnie. Z polskiego i angielskiego dostałem celujący, a z matematyki trzy na szynach. O ile polski i angielski były frajdą, o tyle matematyka koszmarem. Miałem trudności z tym przedmiotem, do dziś mam problemy z tabliczką mnożenia... Zdałem tylko dlatego, że udałem się do toalety, a tam jeden z matematyków (nota bene on mnie wcale nie uczył, po prostu mnie lubił) dał mi ściągawkę.

Czy dziś jest łatwiej zdać maturę? Teraz, w czasach tych wszystkich kluczy i pisania prac według schematów, chyba jest prościej. Ale co to za egzamin. To pamięciówka: zakuć, zdać, zapomnieć. A w głowie nie zostaje nic. Z drugiej strony - ta łatwizna przynajmniej gwarantuje, że większość jednak zdaje. Jestem naprawdę ciekaw, ile z dzisiejszych maturzystów zdałoby egzamin dojrzałości, gdyby wyglądał on jak za starych czasów? Podejrzewam, że nie wyglądałoby to najlepiej.

Oczywiście pytanie także - ilu z tych "starych" maturzystów zdałoby dzisiejszą maturę. Sprawdzona prawda, że najlepszą receptą na to, żeby się na maturze nie denerwować, jest dobre przygotowanie - trochę chyba przestaje działać. Uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć... no i wbić się w klucz. Oto prawda. Tylko czy to gwarantuje prawdziwą wiedzę?Ludzie muszą coś w życiu umieć. To banał, ale gdy tak się rozglądam wkoło, widzę, że prawdziwy...