Na prezenty dla Condi szczególnie wykosztował się zdeklarowany sojusznik USA król Arabii Saudyjskiej Abdullah. W styczniu monarcha sprezentował jej wart prawie 150 tys. dolarów komplet biżuterii wysadzanej szmaragdami i brylantami: kolię, bransoletkę, kolczyki i pierścionek. Pół roku później wręczył jej jeszcze klejnoty z rubinów i brylantów o wartości 165 tys. dolarów.

Reklama

Niestety sporządzający listę urzędnicy omyłkowo jako ofiarodawcę wpisali króla Jordanii - zresztą też o imieniu Abdullah - co wywołało drobny zgrzyt dyplomatyczny. Błąd stanowczo sprostowała jordańska ambasada, która oświadczyła: "Podarki ofiarowywane przez jego wysokość Abdullaha II przedstawicielom Stanów Zjednoczonych są zawsze symboliczne i umiarkowanej wartości”.

Poza szefową dyplomacji mniej lub bardziej kosztowne prezenty dostali w ubiegłym roku także pozostali członkowie gabinetu Busha. Sekretarz obrony Robert Gates od swojego japońskiego odpowiednika otrzymał czapkę bejsbolówkę New York Yankees podpisaną przez pochodzącego z Japonii zawodnika jankesów Hideki Matsui, zaś szef Kolegium Połączonych Szefów Sztabów gen. Peter Pace od Kolumbijczyków i Rosjan dostał karabiny maszynowe. Droższy prezent trafił do wiceprezydenta Dicka Cheneya - zegarek zdobiony malachitem, złotem i srebrem ofiarował mu następca tronu Abu Zabi Mohamed bin Zayed Al Nahyan (7,5 tys. dol.).

>>> Przeczytaj, jakie prezenty dostają unijni politycy

Na pomysłowość darczyńców nie może narzekać prezydent. Szwedzki premier Fredrik Reinfeldt, wiedząc, że Bush uwielbia spędzać czas na swoim ranczo, dał mu piłę elektryczną szwedzkiej firmy Husqvarna z wygodną rączką (570 dol.). Z kolei szef singapurskiego rządu Lee Hsien Loong postanowił zadbać o formę przywódcy USA i kupił mu symulator deski surfingowej uSurf Wave Action oraz przypominający mechanicznego mustanga sprzęt iGallop, na którym można ćwiczyć mięśnie brzucha (razem 450 dol.).

Bush dostał także m.in. 12 kryształowych kieliszków od prezydenta Czech Vaclava Klausa (3 tys. dol.), brązową statuę konia od francuskiego przywódcy Nicolasa Sarkozy’ego (5 tys. dol.) oraz książkę… "1001 powodów, by pokochać Amerykę" (ok. 70 dol.) od sułtana Brunei. Na skromność postawił jedynie duchowy przywódca TybetańczykówDalajlama, który pierwszą damę Laurę Bush obdarował paczką orzeszków i suszonych owoców (6 dol.).

Niestety politycy nie będą mogli zachować tych prezentów dla siebie. Według federalnego prawa dary należy przekazać do głównego urzędu ds. usług (General Services Administration). Mogą je ewentualnie wykupić, lecz najczęściej podarunki trafiają do archiwów narodowych lub organizacji charytatywnych. Na szczęście politycy nie muszą ani ujawniać, ani tym bardziej zwracać tego, co znaleźli pod choinką.