W poniedziałek do drzwi Villas zapukała policja. Funkcjonariusze chcieli sprawdzić, czy artystka żyje. Wszystkiemu winne były krążące wśród miejscowych plotki. Policja musiała zareagować i upewnić się, że gwiazda jest cała i zdrowa. Jak dowiedział się "Fakt", informacje o jej śmierci na komisariat w Kudowie Zdroju dotarły z Lewina, od wójta gminy Bolesława Kędzierewicza.

Reklama

"Tak, w poniedziałek zwróciłem się z prośbą o pomoc do komendanta policji w Kudowie Zdroju. Obawiałem się, że coś złego mogło się stać pani Violetcie" - przyznaje w rozmowie z "Faktem" Kędzierewicz.

>>>Teraz uśmiercił, a wcześniej robił z niej wariatkę

Gdy wielka diwa zobaczyła pod swoim domem policję i usłyszała, że funkcjonariusze donoszą o jej rzekomej śmierci, mało nie dostała zawału. Czy wójt nie mógł sam sprawdzić plotek, zamiast nasyłać na panią Villas policję? - pyta "Fakt".

By rozwiać wszelkie wątpliwości, Violetta Villas we wtorek rano stawiła się na komendzie. Chciała udowodnić, że nic jej nie jest. Jak podkreśla bulwarówka, bardzo ciężko przeżyła to, że musiała udowadniać policjantom, że nic jej nie jest...

"Nie wiem, skąd to się bierze. Tyle złości i nienawiści w ludziach... To się nie mieści w głowie" - powiedziała "Faktowi" piosenkarka. "Czuję się dobrze, byłam na komisariacie, komendant mnie uspokajał..." - dodaje.

Wójt nie czuje się winny całemu zamieszaniu. "Zawiadamiając policję, podkreślałem jednak, że bazuję na plotkach" - wyjaśnia. "Nie kierowała mną chęć dokuczenia pani Villas, lecz troska o jej zdrowie i wręcz obowiązek udzielenia jej pomocy" - tłumaczy gazecie.