Co musi mieć serial telewizyjny, by zagrał w nim Jerzy Radziwiłowicz?

Jerzy Radziwiłowicz: Mogę powiedzieć, co miał serial "Glina”: świetnie napisany scenariusz i świetnego reżysera. Taki punkt wyjścia obiecuje aktorowi wiele.

Reklama

Świetnego reżysera, czyli Władysława Pasikowskiego. "Glina” to panów pierwsze zawodowe spotkanie. Jak się pracowało z Pasikowskim?

Jak wszyscy albo prawie wszyscy poznałem twórczość Pasikowskiego przez "Psy”. To bardzo dobry film, łączący tzw. kino akcji z tematyką, która wtedy ostro wisiała w powietrzu - co się stało z ludźmi z tajnych służb PRL w momencie, w którym państwo się zmieniło. Jest bardzo dziwny rozziew między samym Pasikowskim a jego filmami. Prywatnie nie ma on nic wspólnego z brutalnymi męskimi historiami, które są opowiadane w jego filmach. To człowiek wysokiej kultury, bardzo delikatny i sympatyczny.

Reklama

Gra pan Gajewskiego bardzo oszczędnie, chłodno, powściągliwie. To pański sposób na interpretację postaci czy pomysł Pasikowskiego?

Pasikowski zdecydował się zaproponować mi tę rolę dlatego, że potrzebował takiego aktora jak ja. Wszystko od początku było jasne. Nie potrzebowaliśmy głębokiego omawiania roli, wspólnej pracy nad nią. To zresztą bardzo satysfakcjonujące, kiedy rzecz sama się układa i daje niezłe wyniki.

Słyszałam, że na planie kontrolował pan bardzo logikę akcji i znajdował nieścisłości w scenariuszu.

Reklama

Były jakieś drobne niejasności. To się może zawsze zdarzyć, zwłaszcza gdy korekty są nanoszone na scenariusz w trakcie kręcenia. Kiedy się już kręci - kadr po kadrze i zdanie po zdaniu - łatwo wykryć rzeczy, które do siebie nie pasują. "Glina” w pierwszej i drugiej serii jest bardzo skomplikowany. Zagmatwane sprawy przechodzą z odcinka na odcinek, więc zadaniem ekipy jest zrobienie wszystkiego, by to było jak najłatwiejsze w odbiorze dla widza.

"Glina" to mroczny kryminał. Jest pan fanem tego gatunku?

Nie czytuję książek kryminalnych. Próbowałem tego za młodu, ale niemożliwie mnie to nudziło. Natomiast filmy kryminalne to zupełnie co innego. Widziałem ich wiele, bo duża część znakomitej światowej twórczości filmowej to historie kryminalne. Trudno w kinie w najlepszym wydaniu nie natykać się na kryminały. Ale dla mnie jakość filmu zależy od niego samego, a nie od tego, do jakiej szuflady gatunkowej go wepchniemy.

"Glina" jest już w rękach widzów, tymczasem niebawem premiera "Otella" w Narodowym, w którym gra pan tytułową rolę. Jaki to będzie Otello?

Przed nami jeszcze miesiąc prób, więc role się jeszcze formują. Mam poczucie, że to może być ciekawy spektakl, ale na razie niewiele o nim mogę powiedzieć. Nie dlatego, że się wykręcam, ale dlatego, że na premierze nigdy nie wychodzi tak, jak to sobie wyobrażaliśmy przy pierwszym spotkaniu. Gdyby tak było, aktorstwo byłoby bardzo nieciekawym zawodem. To nie film, gdzie można zaprosić grupę znajomych, usiąść z nimi przed ekranem i przegadać role, coś poprawić.

Potem wraca pan do współpracy z Jacques’em Lassallem, z którym kilka lat temu zrobił pan "Tartuffe’a”.

Lassalle wybrał niewydaną nigdy u nas sztukę Marivaux, której tytuł brzmi "Fałszywa służąca”, i poprosił mnie o przełożenie jej na polski. Tłumaczenie jest gotowe, muszę tylko popracować nad tytułem, bo oryginalny źle brzmi po polsku. Próby mogą się rozpocząć jesienią, premiery możemy się spodziewać za rok. Marivaux, który zupełnie zniknął z polskich scen i ostatnio bywał grywany w latach 70., we Francji przeżywa renesans. Ta sztuka, jak większość utworów Marivaux, traktuje o miłości. Od jego innych tekstów odróżnia ją brak happy endu. Tematem jest próba przekrętu matrymonialnego. Bohater - Lelio - chce porzucić narzeczoną, z którą wiąże go kontrakt przedślubny, by ożenić się z zamożniejszą - choć nieznaną sobie - kobietą. Przyszła narzeczona, chcąc incognito poznać go bliżej, zjawia się u niego na balu w męskim przebraniu. Lelio postanawia namówić nowo poznanego chłopca, by uwiódł jego obecną narzeczoną. Rozwiązuje się to wszystko tak, że nikt nie jest zadowolony. Marivaux świetnie znał się na ludziach, pisał więc bardzo dobre role dla aktorów.

Zgodzi się pan na trzecią część "Gliny”? Na planie mówił pan, że tak, ale tylko pod warunkiem, że pana bohater będzie inwalidą na wózku, bo nie ma pan już siły do biegania…

Moja umowa przewiduje zagranie w trzeciej części. Ale po niej koniec mojego spotkania z Gajewskim. Oczywiście nie znam scenariusza trzeciej części, z tego, co wiem, scenarzysta zbiera materiały do niej. To był i nie był żart. Jakkolwiek by na to patrzeć, lata lecą i parę lat temu łatwiej mi się biegało niż teraz. Jeśli przygotowanie produkcji potrwa siedem lat, to pewnie będę nadawał się tylko do siedzenia na wózku.