Senne miasteczko w amerykańskim stanie Kansas. Każdy ma swoje małe i większe problemy. I nagle... wielkie bum. Wybuchy nuklearne niszczą większość amerykańskich miast. W Jericho nastaje popłoch. Szybko okazuje się, że życie mieszkańców z dnia na dzień życie przestanie przypominać sielską egzystencję na prowincji, a zacznie być jak udział w obozie przetrwania z pojawiającymi się co chwila survivalowymi zadniami niczym z reality show „Wyprawa Robinson” czy "Nieustraszeni”. Jake (Skeet Ulrich: "Lepiej być nie może”, "Krzyk”), Emily (Ashley Scott: "A.I. Sztuczna inteligencja”), nauczycielka Heather (Sprague Hayden, "Sześć stóp pod ziemią”) i inni mieszkańcy Jericho zastanawiają się, czy są jedynymi ludźmi na świecie ocalałymi z wojny atomowej. Jak mają się ich miłosne rozterki do braku jedzenia i elektryczności? Czy w obliczu takiej katastrofy mieszkańcy zdobędą się na solidarność? Co zrobią, gdy trzeba będzie chwycić za broń i odpierać najazd na miasto?

Reklama

Nawet ci jednak, którzy nie widzieli ani jednego odcinka "Jericho”, z pewnością słyszeli jego tytuł najdalej w czerwcu ubiegłego roku, bo trąbiły o nim wszystkie serwisy internetowe. Dlaczego? Produkcja serialu zawisła wtedy na włosku. Wszystko dlatego, że "Jericho” miało spory problem z przyciągnięciem widzów przed telewizory: w kwietniu zanotowało rekordowy spadek oglądalności o 25 proc., a w najlepszych miesiącach serial oglądało w USA ok. dziewięć mln osób (dla porównania "Gotowe na wszystko” przyciągają przed ekrany nawet 20 mln widzów). Stacja CBS, która emituje "Jericho” w Stanach Zjednoczonych, po pierwszej serii chciała definitywne zamkniąć przygody bohaterów za pomocą najwyżej dwugodzinnego filmu. Taki zamysł zrealizowano. Fani podnieśli jednak bunt. Na całym świecie ("Jericho” jest pokazywany w w 30 krajach) rozpoczęła się akcja pod hasłem "Save Jericho” (Ocalmy Jericho). Polegała ona nie tylko na zbieraniu podpisów pod petycją do CBS nawołującą do kontynuacji serialu, ale także na zasypywaniu nowojorskiej siedziby stacji hałdami orzeszków ziemnych (o nich mówił jeden z bohaterów w ostatnim odcinku pierwszego sezonu).

"Afera orzechowa” najszerszym echem odbiła się jednak w przemyśle spożywczym - chyba nic lepiej nie mogło zrobić producentom i dystrybutorom orzechowych przekąsek. Obłowili się też sprzedawcy gadżetów - koszulki z napisami "Ocaliliśmy Jericho” natychmiast stały się w USA przebojem (www.nutsonline.com/jericho).

Gorzej było w przypadku samego głównego bohatera, czyli serialu. Dopiero fanów apel o pozbywanie się akcji stacji sprawił, że szefowa CBS Nina Tasser zdecydowała się na publiczne oświadczenie (dostępne na www.boards.cbs.com, z dopiskiem: proszę przestać przysyłać nam orzeszki) co do przyszłości "Jericho”. Stanęło na tym, że powstanie kolejnych siedem odcinków, a jeśli wyniki oglądalności będą choć trochę bardziej satysfakcjonujące, stacja zdecyduje się na dokrętkę i powstanie kolejny sezon. "To zbyt wielka historia, żeby tak ją kończyć" - przekonuje producentka serialu Carol Barbee. Czy zgodzą się z nią polscy widzowie? Zobaczymy już dziś.

Reklama

"Jericho" od 21 marca na antenie TV4, po dwa odcinki,

godz. 21.00 i 22.00