W materiałach zapowiadających "Determinatora” słowo "układ” jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Serial zapewne miał być kolejnym wsparciem psychologicznym w walce z mackami hydry oplatającej polskie styki biznesu i polityki. Główny bohater to poturbowany przez życie, ale wciąż irytująco uczciwy niedoszły chirurg Piotr Skotnicki (Robert Gonera). Możemy się tylko domyślać, że zbyt prosty kręgosłup moralny i zwyczaj mówienia, co się naprawdę myśli, sprawiły, że nie odniósł sukcesu zawodowego, lecz wylądował na "zesłaniu” - pracuje w prosektorium.
"Układ” jest wszechobecny i Skotnickiego dosięga nawet tam. Pewnego dnia na stole doktora Piotra ląduje gangster, który zmarł w wyjątkowo tajemniczych okolicznościach. Niemal w tym samym momencie w prosektorium pojawia się kilku natarczywych panów, którzy bardzo proszą, by odstąpił od sekcji. Ba, dzwoni nawet dyrektor szpitala z prośbą o wyciszenie sprawy. Skotnicki robi jednak swoje - czyli tnie trupa - trafiając przy tym na grubą aferę. Tym samym uderza w funkcjonujący perfekcyjnie jak dotąd „układ” i naraża na śmiertelne niebezpieczeństwo siebie i swoich bliskich.
Nie da się ukryć, że "Determinator”, czytany przez pryzmat jeszcze niedawno obowiązującego klimatu politycznego, przypomina agitkę. Wiatr historii powiał jednak w inną stronę, słowo "układ” zniknęło z potocznego języka równie szybko, jak się w nim pojawiło, a serial pozbawiony politycznego wsparcia może bronić się tylko fabularnymi walorami. I paradoksalnie - nienajgorzej na tym wychodzi. Gdy odrzucimy doraźny kontekst, okaże się, że dzieło Mirosława Gronowskiego to konsekwentnie zrealizowany przepis na walkę osamotnionego bohatera ze złem. Ze wszystkimi składowymi tej formuły. Bohater pozytywny jest outsiderem, ale otacza go miłość i wsparcie jego kobiet (matki i narzeczonej, żyjących w zgodzie, rzecz jasna), źli bohaterowie są przerysowani lub wręcz groteskowi (pies gangstera przypomina chodzącą reklamę farb "Dulux”), a wsparcie dla Skotnickiego nadejdzie z najmniej spodziewanej strony.
Nie należy powyższych wytrychów scenariuszowych traktować jako zarzutu. "Determinator” po prostu przypomina typ opowieści, powszechnie znanej, ale zawsze atrakcyjnej dla widza (podobnie jak komedia romantyczna). Nietypowy jest za to styl tej realizacji - "brudny” i chropowaty. W połączeniu z jesiennymi miesiącami, podczas których powstawały zdjęcia, owocuje to zaskakująco realistycznym wizerunkiem polskiego miasta średniej wielkości (anonimowego - tablice rejestracyjne celowo zaczynają się od litery "A”). Do tego dochodzi solidna obsada: Robert Gonera, Edyta Olszówka, Marian Dziędziel, Krzysztof Globisz, by wymienić tylko kilka pierwszych nazwisk. Cieżko zatem pojąć, czemu tak obiecującą produkcję zrealizowano w zabójczym wręcz tempie - 13 części w ciągu zaledwie 100 dni zdjęciowych, co daje średnią niecałe osiem dni na 45-minutowy odcinek. W efekcie pośpiech w szyciu filmowej materii wychodzi wszędzie, gdzie to tylko możliwe (począwszy od dialogów, na montażu skończywszy). "Determinator” może się także poszczycić jedną z najbardziej niechlujnych serialowych czołówek w ostatnim czasie, a że i w tej dziedzinie Polak potrafi, pokazała choćby polsatowska "Ekipy”. Nie da się ukryć, doktorowi Piotrowi do "Doktora House’a” jeszcze bardzo daleko.
"Determinator", TVP 1, piątki, godz. 20.20