Jesienią zobaczymy panią w roli gospodyni jednego z programów w TVN Style. Jak traktuje pani to nowe zadanie? Jako wyzwanie a może powrót na wizję?
Na pewno traktuję to jako nowy rozdział w moim życiu, kolejny etap mojego zawodowego rozwoju. Trafiam do najlepszych i największych, którzy nadają ton na rynku, a po połączeniu się TVN-u z grupą Discovery, to rzeczywiście można śmiało powiedzieć, że trafiłam do ogromnej machiny telewizyjnej. Cieszę się z tego bardzo, ale też nie traktuję jako powrotu na wizję, bo cały czas na niej byłam. Prowadziłam programy w Polsacie, potem w TVP, ostatnio w wp.pl. To też była telewizja i moja pasja, z tą tylko różnicą, że robiłam to w internecie.
Zerka pani czasem na to, co dzieje się w TVP?
Nie ma mnie w TVP, więc raczej nie. Nie oglądam się za siebie, idę do przodu. Prawda jest taka, że to widz decyduje, co ogląda, bo ma pilota w ręku. On tak naprawdę jest "bogiem" telewizji i decyduje.
W programie "Ex-tra zmiana", który poprowadzi pani w TVN Style będzie pomagała pani osobom po rozwodzie. To rzeczywiście taki trudny etap w naszym życiu?
Bardzo wiele osób, które się rozwodzą ma wrażenie, że to dla nich koniec świata, że nic ich już w życiu dobrego nie spotka. Następuje coś w rodzaju trzęsienia ziemi i nie wiadomo, co dalej. Doskonale to rozumiem, bo też przez to przechodziłam i też wydawało mi się, że za rogiem nic już na mnie nie czeka. Badania także dowodzą tego, że w rankingu traumatycznych przeżyć rozwód jest na drugim miejscu. Przed nim jest tylko śmierć. W Polsce rozwodzi się natomiast, co trzecie małżeństwo. Okazuje się, że po rozwodzie wcale nie musi być niemiło, źle, ale dla wielu kobiet a także i dla mężczyzn wydobycie się na powierzchnię trwa bardzo długo. Nie mają wiary w siebie, swoje możliwości. Odrzuceni, załamani, pełni poczucia winy nie potrafią się podnieść i właśnie takim osobom będziemy w tym programie pomagać.
Wspomniała pani o swoich doświadczeniach. Na kogo pani mogła liczyć w tym trudnym czasie?
Dla mnie ogromnym wsparciem byli moi przyjaciele oraz rodzina. Bardzo pomógł mi mój tata. Był bardzo lojalny wobec mnie, stał po mojej stronie. Nie miałam poczucia na tzw. poziomie operacyjnym, że jestem pozostawiona sama sobie, że nie mam, z kim na ten temat porozmawiać. Duże wsparcie miała w mojej siostrze, czyli Paulinie. Wiedziała, co, kiedy i jak powiedzieć, żebym nie wpadała w poczucie winy, żebym wyszła z tego cała. Muszę przyznać, że niesamowite zrozumienie miałam także ze strony moich nastoletnich wówczas dzieci. Dziś mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że udało mi się rozwieść pokojowo. Z ojcem moich dzieci pozostajemy w przyjaźni, szanujemy się.
Chce pani przez to powiedzieć, że udało wam się wyeliminować pretensje, złe emocje?
Nie od razu. Było ich rzecz jasna bardzo dużo, jak przy każdym rozstaniu. Musieliśmy i udało nam się je przepracować. Dzięki temu dziś nie tylko my się przyjaźnimy, ale też mój były mąż z moim obecnym pozostają w bardzo dobrych stosunkach. Mój były teść zawsze prosi żebym pozdrowiła mojego obecnego małżonka. Pyta się, co słychać u Przemka, jak się czuje. To naprawdę da się zrobić, ale trzeba chcieć i być otwartym na taką właśnie konfrontację. Mam nadzieję, że takiego samego przysłowiowego "kopa" dam uczestnikom "Ex-tra zmiany", że znowu poczują się wartościowymi ludźmi.
Kilka wakacyjnych dni spędziła pani na oddziale gastrologii. Jak się dziś pani czuje?
Wszystko jest już w porządku. To, z czym się zmagam, czyli swoiste zapalenie jelit, to choroba autoimmunologiczna, która jak każda tego rodzaju przypadłość ma swoje góry i doły. Na takie nagłe wizyty w szpitalu trzeba być tu niestety przygotowanym. Pech chciał, że mnie ten dół dopadł akurat wtedy, gdy byłam na wakacjach, gdy odpuściłam, wyluzowałam, mój dzienny tryb był mniej nerwowy niż, na co dzień.
Z pani nagłą wizytą w szpitalu, wiąże się też niesamowity odzew w mediach społecznościowych, gdy okazało się, że w aptekach zabrakło potrzebnego pani leku.
Rzeczywiście ta akcja z poszukiwaniem leku była niesamowita. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona reakcją ludzi, tym, że chcą pomóc komuś, kogo znają tylko i wyłącznie z ekranu telewizora. Z drugiej, tej mniej pozytywnej strony dowiedziałam się, że takich osób jak ja jest wiele, że leki, których potrzebujemy wysyłane są za granice i dlatego brakuje ich w polskich aptekach. Długo zastanawiałam się zanim zamieściłam ten post na Facebooku. Nie wiedziałam, czy powinnam się aż tak mocno uzewnętrzniać, czy nie wywoła to niepotrzebnych kontrowersji. Zdecydowałam się na ten krok, bo pomyślałam, że skoro dostałam tę chorobę od losu w prezencie, to może przyczynię się do czegoś dobrego. Może nagłośnię w ten sposób problem.
W pani przekonaniu udało się?
Myślę, że tak. Jestem całym sercem oddana tej sprawie. We wrześniu poprowadzę konferencję lekarzy gastroenterologów, która będzie poświęcona również tej tematyce. Najważniejsze jest według mnie to, aby każdy, kto choruje trafił na swojego lekarza, który pokieruje, który nie zbagatelizuje objawów i pomoże znaleźć odpowiednie dla nas rozwiązanie.
Czy teraz bardziej na siebie pani uważa? Stosuje specjalną dietę?
Nie jestem pod żadnym specjalnym nadzorem (śmiech). Korzystam zarówno z dobrodziejstw medycyny konwencjonalnej, jak i alternatywnej. Staram się zbytnio nie stresować, dbać o siebie tak jak to robię od lat. O mnie i o moje zdrowie bardzo dbają moi bliscy. A ja podobnie jak w sprawach zawodowych patrzę w przód, nie oglądam się za siebie. Idę dalej i robię, co mogę.