Do rozmowy na temat odpowiedzialności za słabnący poziom polskich mediów, a w szczególności telewizji publicznej, Tomasz Lis zaprosił Ilonę Łepkowską, Piotra Najsztuba, Karolinę Korwin-Piotrowską, księdza Kazimierza Sowę oraz Grażynę Torbicką.

Reklama

Punktem wyjścia do rozmowy była jedna z ostatnich wypowiedzi Grzegorza Miecugowa, który stwierdził, że za tabloidyzację telewizji odpowiadają widzowie. Z wypowiedzią dziennikarza nie zgodziła się Ilona Łepkowska, która ponadto stwierdziła, że ktoś, kto brał udział w tworzeniu takiego programu, jak "Big Brother", powinien sam uderzyć się w pierś i nie obwiniać za skandaliczny poziom telewizji, jej widzów.

Z wypowiedzią Miecugowa nie zgodziła się także Grażyna Torbicka, która wyznała, że wierzy w widza. Prezenterka dodała także, że jej zadaniem, telewizja publiczna nie utrzyma wysokiego poziomu, jeśli nie będzie miała finansowego wsparcia:

Marzę o telewizji, która dba o to, że mogę się pośmiać, ale też postawi mnie w pionie i każe mi słuchać. Ale jeżeli taka telewizja nie będzie miała wsparcia systemowego nie będzie mogła istnieć - mówiła Torbicka

Tomasz Lis przez cały program bronił jednak tezy, że obecnie, twórcy programów telewizji publicznej również muszą walczyć o słupki oglądalności, które przekładają się na finanse. Kiedy Piotr Najsztub zasugerował, że telewizja publiczna jako jedyna nie powinna ulegać presji zarabiania pieniędzy, Tomasz Lis odparł, że efektem będzie wówczas jej bankructwo. Na zadane wprost pytanie, czy jego program jest misyjny, szczerze odparł:

Ja bywam misyjny, ale czasem muszę się ukłonić komercji.

Rozmowa nie przyniosła jednoznacznych wniosków. Wszyscy dyskutanci zgodzili się jedynie co do tego, że telewizję w najbliższym czasie czekają duże zmiany.