Na pierwszy rzut oka pomysł wydaje się kuriozalny – no bo co ciekawego może zaoferować kanał tematyczny poświęcony okołoślubnej tematyce? Większość populacji wstępuje przecież w związek małżeński tylko raz. A ci, którzy zmieniają partnerów i decydują się powtórzyć ceremoniał, nigdy już nie robią tego z taką pompą – magii i wyjątkowości pierwszego razu nie da się powtórzyć. Wydawałoby się więc, że programami o ślubach, weselach i przygotowaniach do nich zainteresowani mogą być tylko coraz mniej liczni obywatele planujący założyć podstawową komórkę społeczną. Okazuje się jednak, że wbrew lansowanej w mediach modzie na bycie singlem na ślubnym kobiercu staje co roku około ćwierć miliona Polaków. W ceremoniach ślubnych rocznie uczestniczy ponad 20 milionów rodaków, zaś wartość rynku ślubnego szacowana jest na około 10 miliardów złotych. Gra jest więc warta świeczki, tym bardziej że konfitury na tym się nie kończą. Tam, gdzie są śluby, nieuchronnie, jak kac po zbyt dużej wódce, pojawiają się rozwody. Dramatyczne historie rozkładu miłości zaplanowanych na całe życie, zdrad, romansów i powrotów – to wymarzony materiał dla telewizji. W Wedding TV wiedzą, jak ułożyć z tego ramówkę. Również w polskiej wersji tego kanału, która w ciągu roku zanotowała blisko 200-procentowy wzrost oglądalności i miesięcznie gromadzi przed odbiornikami prawie dwa i pół miliona widzów.
W ramówce dominują programy wyprodukowane z myślą o anglosaskich odbiorcach, ale odwołujące się do archetypicznych sytuacji zrozumiałych pod każdą szerokością geograficzną. W paradokumentalnej „Akademii dżentelmenów” mamy uwspółcześnioną, czyli mniej romantyczną, wersję baśni o królewiczu zamienionym w żabę. Przemiany brzydkich jak ropuchy facetów (w każdym odcinku występuje inny delikwent) w przystojniaków nie są jednak dziełem pięknych dziewcząt, lecz wynikiem pracy sztabu stylistów, nauczycieli tańca, savoir-vivre’u, a nawet logopedów i... higienistów. W cyklu „E-miłość” poznajemy perypetie par, które poznały się przez internet lub za pomocą tego medium utrzymują związki na odległość. Często baaardzo dużą, jak w przypadku złożonego szpitalną rehabilitacją Lee z południowo-zachodniej Anglii, flirtującego z Natalie mieszkającą w Montrealu. Wśród pozycji programowych są także m.in. dokumenty o najgłośniejszych ślubach w Hollywood czy serial pod przewrotnym tytułem „Do wesela się zagoi” o parach, które postanawiają rozstać się przed ślubem, aby poddać się serii zabiegów estetycznych.
Do tego mnóstwo audycji poradnikowych – od instrukcji przyrządzania tortów weselnych po info o terapiach porozwodowych. Clou ramówki stanowi „Nasz wielki dzień” – cykl dwudziestopięciominutowych reportaży weselnych zmontowanych z materiałów nadesłanych przez bohaterów. Serial to punkt wyjścia dla badań porównawczych nad zmianami, które zachodzą w obrzędowości weselnej. Na materiałach z lat 90. widać, że imprezy odbywały się głównie w remizach i salach gimnastycznych, dziś tę rolę przejęły wypasione domy weselne. Do serwowanych gościom atrakcji doszły też fajerwerki – zamiast przaśnego sękacza w finale coraz częściej podawany jest wielopiętrowy płonący tort. Natomiast nie tylko nie zmieniły się, ale nawet zaostrzyły rubaszne zabawy. Aktualnie w modzie są spodnie rurki, więc zawody polegające na przełożeniu kurzego jajka przez nogawkę pana młodego kończą się pikantną ekwilibrystyką.