– Dawno temu człowiek mieszkał w lesie razem ze zwierzętami, ale różnił się od nich tym, że ciągle był smutny. Zwierzęta postanowiły w końcu odpędzić smutek od człowieka. Każde z nich dało mu to, co miało najlepszego: sęp podarował mu swój ostry wzrok, jaguar – siłę, wąż – wiedzę o sekretach ziemi. Człowiek dostał wszystko, czego chciał, a zwierzęta cieszyły się, że teraz przestanie być smutny. Tylko sowa zachowała sceptycyzm. "Zajrzałam w jego oczy i zobaczyłam głęboką dziurę. Nic nie potrafi jej zapełnić".
Można rzec: opowiastka z ekologicznym podtekstem, jakich wiele. A jednak jest to historia niezwykła, gdyż w filmie "Apocalypto" jej narratorem jest autentyczny bajarz, pochodzący ze starożytnego ludu Majów. I do tego opowiada ją w autentycznym ojczystym języku.

Powiedz to w yucatec

Mel Gibson, którego filmy z nie do końca zrozumiałych powodów wzbudzają skrajne emocje, upodobał sobie reżyserowanie dialogów wygłaszanych w mało znanych lub zgoła wymarłych językach świata. W "Apocalypto" sto procent aktorskich kwestii wypowiadanych jest w mowie Majów, konkretnie w języku yucatec. Trzeba przyznać, że reżyser podszedł do tego zadania z dużą starannością, zatrudniając na potrzeby filmu specjalistę z wydziału filologii majańskiej jednego z meksykańskich uniwersytetów. Uczony nie bada języka martwego: w yucatec mówi do dziś milion ludzi we wschodnich stanach Meksyku, w Belize oraz w dużej części Gwatemali. Tym samym językiem mówili twórcy cywilizacji, która liczyła sobie kilka tysięcy lat i upadać zaczęła na wiele wieków przed Kolumbem, pozostawiając po sobie ruiny piramid w tropikalnej dżungli.
Reklama

To metafora, nie rekonstrukcja

Reklama
Indiańskim pochodzeniem może się też wykazać olbrzymia większość aktorów grających w filmie Gibsona. Główne role obsadzili tu przedstawiciele plemion północnego Meksyku, południowych stanów USA, a także Kanady. Rodowici Majowie przeważają za to wśród aktorów drugoplanowych i statystów. Nic dziwnego, gdyż większość zdjęć do filmu kręcono na terytoriach majańskich: w Gwatemali oraz meksykańskim stanie Campeche.
Można odgadnąć, kiedy toczy się akcja filmu, gdyż w jego końcowej scenie przypływają do brzegu Jukatanu hiszpańscy konkwistadorzy. Jednak "Apocalypto" nie jest rekonstrukcją historii, zresztą nikt rozsądny nie oczekuje chyba tego od Gibsona. To raczej uniwersalna metafora, ostrzegająca przed zgubnym losem barbarzyńskiej cywilizacji, która sama pogrąża się w dekadencji i krwawym chaosie. A przede wszystkim jest to wciągające widowisko. Pełno tam okrutnych scen, ale okrucieństwo w tym filmie – w odróżnieniu od wielu innych amerykańskich produkcji – jest przynajmniej uzasadnione przez fabułę.



Naga prawda o Siódemce

Łapa Jaguara to młody wojownik, który ratuje najpierw sam siebie, potem zaś żonę i synka przed oddziałem łapaczy ludzi. Ci mają za zadanie dostarczyć niewolników kapłanom, kapłani zaś składają złapanych w ofierze bogu Kukulkanowi, wyrywając im serca na kamiennym ołtarzu, umieszczonym na szczycie piramidy. Ten rytuał, budzący dreszcz nawet u widza jako tako obytego z hollywoodzkimi filmami akcji, stosowany był na skalę masową u Azteków, północnych sąsiadów naszych bohaterów, jednak znali go także sami Majowie. Świadczą o tym rysunki ze świątyni w Bonampak.
Film przepełniony jest zarówno odniesieniami do majańskiej mitologii, jak i aluzjami do chrześcijańskiej księgi Apokalipsy. Pojawiający się tu kilkakrotnie czarny jaguar to zwierzę, w które – jak wierzy się do dziś w wielu regionach Ameryki Środkowej i Południowej – najczęściej przemieniają się szamani podczas swoich transowych wizji. Z kolei młoda żona Łapy Jaguara, zwana Siódemką, istotnie nosi na ramieniu tatuaż, przedstawiający majańską cyfrę 7. Scenariusz przewidywał, by Siódemka była w zaawansowanej ciąży, więc grająca ją meksykańska aktorka naprawdę uczestniczyła w nagraniach w odmiennym stanie. Łatwo to sprawdzić, gdyż – jak przystało na indiańską kobietę – żona wojownika chodzi wyjątkowo skąpo ubrana.

Karykatura współczesności

W "Apocalypto" intryga jest wątła, za to obrazy zapadają w pamięć. Nawet jeśli nie są to zbyt przyjemne widoki. Jednym z takich obrazów jest scena składania ofiar z ludzi, a właściwie moment, w którym korowód nieszczęśników, dochodząc do stopni świątyni, mija rozwrzeszczany tłum, pełen wykrzywionych pogardą i nienawiścią twarzy. Gibson pokazał tu karykaturę współczesnej cywilizacji, bezdusznej, goniącej za sensacją i zafascynowanej przemocą. To przede wszystkim społeczność ludzi żyjących w wielkim lęku przed tym, co nieuchronnie nastąpi, przed nieznanym. Ten lęk oprawców jest chyba nawet gorszy niż strach przed śmiercią, odczuwany przez prowadzonych na rzeź prostodusznych synów puszczy.
APOCALYPTO | reżyseria: Mel Gibson | Polsat | poniedziałek, godz. 20.00