Nowy niedzielny serial TVP 1 stał się wielkim telewizyjnym przebojem. "Blondynka" właściwie z miejsca zdobyła serca publiczności, a grająca główną rolę Julia nagle stała się jedną z najbardziej znanych aktorek młodego pokolenia.
Choć już wcześniej zabłysnęła w kilku małych rólkach, choćby w "Tataraku" Andrzeja Wajdy, to dla szerszej publiczności odkryła ją dopiero telewizja. W rozmowie z "Faktem" aktorka przyznaje, że nie spodziewała się takiego wielkiego sukcesu. "To miłe, że serial spotkał się z takim zainteresowaniem. Jestem tym bardzo zaskoczona. Nie wierzyłam, że to będzie aż taki sukces. Co zdecydowało? Kilka elementów: scenariusz, reżyseria, no i oczywiście obsada" - mówi aktorka.
Ale zanim zaczęły się zdjęcia na planie, na Julię czekało trudne zadanie. Jako rodowita warszawianka nigdy nie miała okazji obcować ze zwierzętami. W "Blondynce" musiała wcielić się w rolę lekarza weterynarii. Pietrucha nie miała pojęcia, jak zagrać, bo panicznie bała się domowych zwierząt. "Najtrudniejsza na planie była praca ze zwierzętami" - potwierdza Julia. "Ja wychowałam się w Warszawie i nigdy nie miałam do czynienia z krową czy koniem. Na początku więc bałam się nawet do nich podchodzić" - opowiada aktorka.
Jednak musiała się jakoś przemóc swój paniczny strach. Julia wpadła więc na pomysł, co zrobić, by zaskarbić sobie życzliwość zwierząt. "By jakoś oswoić krowę, zwracałam się do niej per pani krowo. Na szczęście przed nagraniami byłam na szkoleniach w gospodarstwie i tam wiele się nauczyłam" - zdradza Pietrucha.