PAP: Serial "Chyłka" doczekał się już trzeciego sezonu zatytułowanego "Rewizja". Jak takie długoterminowe zadanie wygląda z perspektywy aktora?
Filip Pławiak: Gdy zaczynaliśmy pierwszy sezon i kręciliśmy "Zaginięcie", postrzegałem to jako nowe, ciekawe doświadczenie. Wcześniej nie grałem w produkcjach, które mają ciąg dalszy. Budowanie postaci to w tym przypadku trochę inna praca. Zresztą "Chyłka" jest serialem kilkuodcinkowym, każdy sezon to zamknięta historia przypominająca dłuższy film. Dla mnie jest to na pewno coś nowego.
PAP: Czy ten bohater, Kordian Oryński/Zordon, pozwala panu pokazać trochę samego siebie? Czy może pan np. pokusić się o improwizacje, dorzucenie własnego tekstu?
F.P.: Na pewno tak. Jeśli chodzi o możliwość improwizacji, zmianę tekstu - jak najbardziej możemy sobie na to pozwolić. Nie wiem, czy nazwałbym to pokazywaniem siebie. Nie sądzę, żeby dużo mnie było w Zordonie. W postaci, którą tworzę mogę sobie pozwolić na więcej, dodać coś od siebie i trochę się tym bawić.
PAP: Reżyserzy obsadzają pana w skrajnie różnych rolach, od delikatnego chłopca w anielskich loczkach po psychopatycznego mordercę… Co jest ciekawsze?
F.P.: W tym zawodzie najbardziej atrakcyjne jest pokazywanie się z różnych stron i budowanie postaci skrajnie do siebie niepodobnych. W jednej chwili jestem aplikantem w jednej z najlepszych kancelarii adwokackich w Warszawie, chwilę wcześniej szpiegiem, pracującym w białoruskim KGB, a innym razem zafascynowanym śmiercią i morderstwami młodym chłopakiem. Pokazywanie różnych twarzy - to coś, czego w tym zawodzie szukam.
PAP: W którymś z wywiadów przyznał pan, że nie lubi oglądać siebie na ekranie, a może to już się zmieniło?
F.P.: Nie przepadam za oglądaniem siebie, ale robię to. Wyciągam wnioski i staram się czegoś nauczyć. Choćby się dało z siebie 200 procent, to zawsze znajdzie się coś do poprawy. Gdy oglądam swoje role, widzę, co można było zrobić inaczej.
PAP: A jak się pan przygotowuje do roli? Czy np. odwiedza odpowiednie miejsca, próbuje znaleźć jakiś pierwowzór danego bohatera?
F.P.: Wszystko zależy od roli, ale tak się zdarza. Podczas prac nad "Czerwonym pająkiem" Marcina Koszałki uczestniczyłem w sekcji zwłok. Nie byłem dokładnie w tym samym pomieszczeniu, ale mogłem zobaczyć całą procedurę przez szybę. To było intensywne doświadczenie, które pomogło mi w budowaniu postaci. Czasami wystarczy scenariusz i przygotowanie roli wcześniej, wyobrażanie sobie, jak tego bohatera zbudować, rozmowy z reżyserem. Pomocne są też małe rzeczy. Kostium i scenografia są niezwykle istotne, a czasem jakiś drobiazg, choćby zdjęcie, też może ułatwić „uchwycenie” postaci.
PAP: Czy szykuje się coś z pana udziałem na dużym ekranie?
F.P.: Skończyliśmy zdjęcia do filmu "Orzeł. Ostatni patrol". To było fantastyczne spotkanie z Jackiem Bławutem. Jesteśmy już po premierze "Oszustów" w reżyserii Jana Englerta. To mój powrót do teatru po wielu latach. W ostatnim czasie dużo się działo i serialowo, i filmowo, ale skorzystałem z tej propozycji i bardzo się z tego cieszę. To było wspaniałe doświadczenie ze znakomitą ekipą.