Dołączyłeś do obsady "Watahy" w 3. sezonie. Jak zostałeś przyjęty przez ekipę na planie?

Borys Szyc: Bardzo sympatycznie. Z większością osób znałem się już wcześniej prywatnie, ale nie miałem okazji z nimi pracować. Z Leszkiem Lichotą chodziliśmy do jednej szkoły, on jest trochę młodszy, więc był w niższym roczniku. Znamy się i lubimy od lat, dlatego bardzo cieszyłem się na to spotkanie. Z Olą Popławską ciągle się gdzieś mijaliśmy. Z Kasią Adamik zrobiliśmy „Pokot” i serial „Ekipa”, Olgę Chajdas widuję dość często, przewijała się w moim prywatnym życiu. Ekipa „Watahy” była mi więc znana i przyjęła mnie bardzo ciepło.

Reklama

Od razu wiedziałeś, że chcesz zaangażować się w ten projekt?

Wiedziałem, że w to wchodzę zanim przeczytałem scenariusz, ponieważ jest to kultowy już serial uznany nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Byłem tylko ciekaw, jaką rolę mi zaproponują

Reklama

Zaproponowano ci rolę szefa Rebrowa, dostałeś więc niełatwe zadanie

Dokładnie mówiąc, jestem szefem szefa Rebrowa. Mój bohater to pułkownik Straży Granicznej, wysłany z ministerstwa, jako czyściciel. Jest to facet, który ma zaprowadzić porządek i sprawić, żeby Straż Graniczna nie przekraczała swoich kompetencji i zniknęła z pierwszych stron gazet, bo góra nie życzy sobie rozgłosu i nie chce już świecić oczami za wybryki niektórych pracowników. Kuczer ma więc uświadomić Rebrowowi, że ten wraca do Straży pod kilkoma warunkami. To oczywiście się Rebrowowi nie podoba, więc kosa jest już na wejście

Reklama

Jak układała ci się współpraca z Leszkiem Lichotą?

Bardzo dobrze, bo paradoksalnie to że się lubimy pozwalało nam bawić się napięciem między naszymi postaciami. Choć to nie jest też tak, że mój bohater nie znosi Rebrowa. Myślę, że oni obaj mają dla siebie szacunek mimo, iż ich relacja jest bardzo burzliwa. Kuczer rozumie Rebrowa i docenia jego indywidualizm, choć wie też, że tam, gdzie nosisz mundur i masz wykonywać rozkazy, nie ma miejsca na indywidualizm. Poza tym pułkownik prowadzi swoją grę i ma swoje interesy, o których dowiemy się w późniejszych odcinkach.

Jak czułeś się w Bieszczadach, gdzie kręcony jest serial?

Bieszczadzkie rejony są mi znane. Zrobiłem tam kilka filmów. Chwilę wcześniej kręciliśmy tam niektóre sceny do „Legionów” i mieszkaliśmy w tym samym kultowym hotelu „Perła Bieszczad”. Mam sentyment do tego miejsca, bowiem pierwszy film, w jakim w ogóle wystąpiłem, czyli „Enduro Boys”, również był kręcony w Bieszczadach. I choć zagrałem tam dosłownie epizod, to spędziłem wówczas na bieszczadzkim planie 3 tygodnie. Miałem więc dobre wspomnienia i chciałem tam wrócić . Bieszczady to niezwykłe miejsce.

Dlaczego?

Czuć tam prawdziwą magię. To są zupełnie inne góry, niż Tatry. To nie jest cepeliowe Zakopane pełne brzydkich reklam i miliona turystów stłoczonych na Krupówkach. Bieszczady są dzikie i tę naturę czuć, ona jest blisko ciebie. Klimat serialu „Wataha” jest absolutnie związany z przyrodą i z tym miejscem. Same Bieszczady są jedną z postaci tego dramatu.

W ostatnim czasie dość mocno działasz na rzecz przyrody. Spędziłeś sporo czasu w Puszczy Białowieskiej, gdzie ekolodzy toczyli z leśnikami bój o drzewa. Skąd to zaangażowanie?

Przyroda zawsze była mi bliska. Natomiast w momencie, w którym zaczęto niszczyć i wycinać Puszczę Białowieską, a świętej pamięci pan Szyszko wskazywał na różne szkodniki sam będąc jednym, jeżeli nie największym z nich, uznałem, że trzeba coś zrobić. Nie chodziło mi jednak o taką „pomoc”, jaka jest stosowana najczęściej w tego typu przypadkach, czyli zamianę profilowego zdjęcia na Facebooku. Chciałem przekonać się na własnej skórze, jak to wygląda.

I pojechałeś tam z kamerą

Tak, ponieważ powstał pomysł stworzenia dokumentu opowiadającego o Puszczy. Innym celem było odtworzenie Puszczy w grze Minecraft, żeby dzieciaki, które w nią grają mogły zobaczyć, jak ten obszar wygląda, gdzie jest wycinany, jakie żyją tam zwierzęta. Chcieliśmy różnymi środkami przybliżyć ludziom, czym tak naprawdę jest Puszcza Białowieska i gdzie dokładnie ona się znajduje, czym ścisły rezerwat różni się od Parku Narodowego, co to są Lasy Państwowe itd. Starałem się w tym dokumencie być obiektywnym, chciałem pokazać obydwa punkty widzenia. Dlatego spędziliśmy też trochę czasu z leśnikami, którzy pokazali nam swoją stronę medalu, opowiedzieli o swojej filozofii opieki nad lasem.

Przekonały cię ich argumenty?

Nie do końca, bowiem ich wizja różni się od mojego pojmowania troski o przyrodę. Moim partnerem do rozmów i przewodnikiem był Adam Wajrak, którego wizja Puszczy jako dzikiego organizmu, który sam sobie radzi ze wszystkim, zarówno z kornikiem, jak i innymi chorobami, zdecydowanie bardziej do mnie przemawia. Puszcza radziła sobie przez setki, jak nie tysiące lat i nie potrzebuje człowieka. Człowiek zaś ze swojej natury bardzo chce podporządkowywać sobie Ziemię, a co z tego wychodzi, wszyscy obserwujemy i coraz dotkliwiej odczuwamy.

W Bieszczadach również toczy się walka o tamtejsze lasy. Obserwowałeś tę sytuację w trakcie zdjęć do „Watahy”?

Podczas zdjęć nie było na to czasu. Na pewno jednak w tych rejonach jest to bardzo żywy, cały czas mielony temat. Zdania są podzielone, bo ten obszar związany jest tylko z jedną partią polityczną, więc rozmowy o polityce są tam bardzo trudne. A podejście do ekologii i gospodarki jest obecnie absolutnie związane z polityką. Traktowane jest nawet jako oręż polityczny

To smutne, że ekologia stała się sprawą polityczną

W dzisiejszej Polsce wszystko jest sprawą polityczną. Kiedy wypowiadasz się na temat ekologii nagle okazuje się, że z automatu jesteś przypisany do jakiejś partii. To absurd, bo przecież rzeczywistość nie jest czarno-biała.

Zaangażowałeś się ostatnio w projekt WWF #ekopatrioci. Dlaczego?

Ponieważ bliska jest mi, jak to nasz prezydent powiedział - „polska kula ziemska” (śmiech). A mówiąc serio, nie tylko Polska, ale cała kula ziemska jest mi bliska. Ze strachem i przerażeniem myślę o jej dalszych losach. Moja córka ma 15 lat, moje przyszywane córki mają 11 i 9 lat, a mój syn urodzi się w przyszłym roku i zastanawiam się, w jakim świecie będą żyli. Czy dane im będzie napić się wody ze strumienia w górach? Odwiedzić Wenecję, która może niebawem zniknąć z mapy? Czy w ogóle będą mogli cieszyć się czystą wodą i czystym powietrzem? To wszystko się dzieje na naszych oczach i bardzo trudno zatrzymać ten mechanizm, bo nie da rady nakazać ludziom zmiany nawyków od zaraz. Potrzeba gigantycznej edukacji i starań na różnych polach, żeby wszystkim uświadomić na przykład to, ile wody i energii kosztuje nas zjadanie takich ilości mięsa. Staram się więc angażować i mam nadzieję, że to, iż uważam siebie za ekopatriotę nie stawia mnie znowu po jakiejś stronie politycznej. Słowo patriota niestety jest stosowane czasem w bardzo dziwnych okolicznościach, na przykład przez osoby niosące zieloną flagę z falangą, czy wykrzykujące nazistowskie hasła. Oni też nazywają siebie patriotami, dlatego to słowo zaczęło się dewaluować, a przecież patriotyzm to coś niezwykle ważnego.

Czujesz się patriotą?

Oczywiście. Grałem Piłsudskiego i kiedy kręciliśmy scenę, w której Marszałek wygłasza zdanie: "w końcu, po 123 latach Polska wraca na mapę świata", to naprawdę zadrżał mi głos i pojawiły się prawdziwe łzy w oczach. To znaczy, że patriotyzm jest naprawdę głęboko zakorzeniony. Miłość do tego kraju w nas siedzi, mimo że na co dzień go nie znosimy i mamy do niego wiele pretensji. A to, co najbardziej kocham w Polsce, to właśnie te miejsca związane z naturą. Pilica, gdzie jeździłem w dzieciństwie, przepiękne góry, morze nad które jeżdżę od zawsze, Mazury które kocham niesamowicie. Ekopatriotyzm polega po prostu na tym, żeby dbać o miejsce, w którym żyjemy, myśleć o tym, żeby zostawić kolejnym pokoleniom coś więcej niż beton.

Wydaje się oczywiste, że patriotyzm powinien być eko

Niestety niektórym wciąż trzeba to tłumaczyć i do tego przekonywać.

Wracając do tematów zawodowych, czy oglądasz jakieś seriale?

Oczywiście, mnóstwo.

Co cię ostatnio wciągnęło?

Skończyłem właśnie 3. sezon „The Crown”. Niesamowicie poprowadzony i napisany serial. Jako człowiek, który teraz nie tylko gra, ale staje czasem po stronie producenckiej, jestem zafascynowany jego poziomem literackim. Moim marzeniem jest stworzenie dream teamu pisarskiego, który tworzyłby takie niesamowite rzeczy.
Odkryciem jest także serial HBO „Sukcesja”. Majstersztyk jeśli chodzi o zbudowanie fabuły, emocji i postaci, z których każda ma swój sposób mówienia, charakter. Genialna sprawa. Urzekł mnie też serial „Better things” również produkcji HBO. Prześmiewcza, czasem gorzka, ale wzruszająca historia o aktorce, która boryka się z karierą i problemami rodzinnymi. Polecam także „The Kominsky Method”. Świetnie napisany ze wspaniałymi rolami Michalea Douglasa i Chucka Lorryego.
Oczywiście jestem też fanem „Peaky Blinders”. Co ciekawe, w tym samym czasie, kiedy powstawał nowy sezon „Peaky Blinders”, z tą samą produkcją kręciliśmy serial BBC „World on fire”. Miałem więc wielką radość zobaczyć, jak jest na takim planie. Naszą satysfakcją było to, że pierwszy odcinek „World on fire” dwukrotnie przebił oglądalnością „Peaky Blinders”.

Polski rynek serialowy mocno odstaje od zagranicznego?

Absolutnie nie. Polskie produkcje HBO, Canal+, Netfliksa w ogóle nie odstają. Oczywiście finansowo nie jesteśmy jeszcze w stanie wyprodukować czegoś z takim rozmachem, jak „The Crown”, a byłoby parę tematów w polskiej historii, które by się na taki serial nadawały. Zauważ jednak, że coraz częściej rynki zaczynają się przenikać. Za chwilę „Wiedźmin”, czyli wyczekiwana premiera Netfliksa z mocnym polskim akcentem. Na HBO jest serial „Nieświadomi”, gdzie grają czescy i amerykańscy aktorzy. Takich projektów będzie coraz więcej. Cieszyłbym się więc bardzo, gdyby za jakiś czas nie trzeba już było rozgraniczać na rynek polski i światowy. To jest złoty okres zarówno dla widzów, którzy mogą cieszyć się bogatą ofertą, jak i dla nas aktorów, bowiem możemy grać w czymś zarówno komercyjnym, a przy tym niezwykle ambitnym.