O jakości obu wspomnianych serialowych produkcji świadczy przede wszystkim obsada: gwiazdą "Maniaca" jest niedawna laureatka Oscara Emma Stone, a duet policjantów z drugiej produkcji zagrali brawurowo Matthew McConaughey oraz Woody Harrelson. "Maniac" to jednak niekoniecznie propozycja dla fanów duetu specyficznych glin. Najnowsza produkcja Fukunagi nie ma bowiem niczego wspólnego z wcześniejszą, co wskazuje na wielką wszechstronność wspomnianego producenta i reżysera.

Reklama

"Maniac" opowiada historię dwójki bohaterów po ciężkich traumatycznych przejściach. Owen Milgrim (w tej roli Jonah Hill) ma za sobą psychotyczny epizod. Annie Landsberg (Emma Sone) zmaga się z kolei z dramatyczną śmiercią siostry. Oboje są zupełnie nieprzystosowani społecznie. Trafiają do kliniki, w której testowany jest nowy eksperymentalny lek na zaburzenia psychiczne. "Maniac" jest w dużej mierze wizualnym zapisem ich psychicznych procesów, co daje twórcom szerokie możliwości w zakresie kreowania filmowego świata. Przygotujcie się na serialową "Incepcję".

Najnowsza propozycja Fukunagi posiada charakterystyczną wizualną i stylistyczną szatę. Serial utrzymany jest w klimacie klasycznych filmów science-fiction. Styl retro w jakim jest utrzymany, czerpie pełnymi garściami z różnorodnych inspiracji. Lokacje, scenografia (oraz ich elementy takie jak komputery czy stroje bohaterów) nawiązują do takich klasyków jak "Odyseja kosmiczna", "Powrót do przyszłości" czy "Gry wojenne" (inspiracje obejmują więc kilka dekad doświadczeń kinomaniaków). Twórcy zdradzają wielki sentyment do historii kina. Maniac może więc zadowolić wielu z fanów Stranger Things, które opierało się na tym samym sentymencie.

Fukunaga z ekipą żonglują w serialu gatunkowymi konwencjami. Serial jest zbudowany w ten sposób, że fabuła każdego z odcinków (albo ich zdecydowanej większości) jest opowiadana zgodnie z gatunkowymi wzorcami. Otrzymujemy więc czarny kryminał, film szpiegowski, kino sensacyjne czy klasyczne fantasy. Twórcy poradzili sobie dobrze z wykreowaniem różnorodnych światów. Jednak tak duży formalny i fabularny rozkrok wywołuje w wielu momentach lekką konsternację i dezorientację widza. W trakcie seansu, gdy na ekranie ukazuje się Emma Stone ucharakteryzowana na elfkę, w mojej głowie pojawiła się myśl, że twórcy upchnęli w serialu zbyt dużo pomysłów. Odcinki są nierówne. Mamy tu znakomite historie, takie jak historia próby kradzieży przez bohaterów lemura z rąk kiczowatych tancerzy (odcinek w sensacyjnym „kostiumie”), jak i pretensjonalnie głupie, jak utrzymana w konwencji fantasy historia podróży bohaterek do uzdrawiającej krainy. Pewne rażące uproszczenia łatwo usprawiedliwić tym, że twórcy świadomie stosują gatunkowy pastisz. Świadomość ta nie ułatwia jednak widzowi zderzenia z głupawymi fabułami.

Serialowa narracja przypomina konstrukcją proces leczenia traumy (i odpowiadający mu proces testowania leku). Składa się on z trzech etapów: uświadomienia sobie bolesnej sytuacji, jej integracji oraz konfrontacji z nią. Morał z tej bajki jest taki, że szansą na wyleczenie jest pełna akceptacja problemu. Trochę banalne, prawda?

Reklama

Serial jest na pewnym poziomie humorystyczną filozoficzną refleksją nad relacją i potencjalnym zespoleniem człowieka z maszyną. Tę fascynującą ideę, który poruszył w swojej książce "Nadchodzi osobliwość" Raymond Kurzweil, Fukunaga wykorzystał jako źródło gagu. Jak w scenie, w której matka prowadzącego badanie naukowca musi się połączyć umysłem ze sztuczną inteligencją, której struktura odpowiada jej własnej… osobowości. Oglądamy scenę, w której psychoterapeutka Greta Manterlay musi odbyć sesję z cyfrową wersją samej siebie. Takich szalonych pomysłów jest w serialu więcej, a twórcy grają ciągle z oczekiwaniami widza wychowanego na schematycznych narracjach, gubiąc tropy i zaskakując.

"Maniac" to sztandarowy przykład tzw. serialu środka, który jest kompromisem między arthouse’owymi a komercyjnymi produkcjami. W kinie strategię tę znakomicie realizuje producencko-dystrybucyjna firma A24. Czy w branży serialowej umocni się ten nurt? Na odpowiedź na to pytanie będziemy musieli poczekać zapewne do zakończenia serialowej rewolucji.