Nowy sezon "Ucha Prezesa" to cytując klasyka "zmiany, zmiany, zmiany"?
To prawda. Bardzo dużo się zmieniło, żeby nie powiedzieć - wszystko. Jesteśmy po rekonstrukcji rządu, więc parę osób zniknęło, ale my jesteśmy dla nich łaskawi i nie chcemy z nich rezygnować. Przecież pan Antoni czy pan Witold, a nawet były minister środowiska Jan to tak kochane postaci, że jak tu się ich pozbywać.
Najwyraźniej nie przez wszystkich…
No, może nie przez wszystkich, ale przez naszych scenarzystów jak najbardziej. To są postaci wyraziste, więc nie znikną, bo byłoby szkoda. Mogę obiecać, że w nowych odcinkach na pewno się pojawią w roli komentatorów nowej rzeczywistości. A że natura nie znosi próżni, zwłaszcza na stanowiskach ministrów…
To pośmiejecie się z tych nowych?
Nie są to jeszcze tak wyraziste czy tak mocno sformatowane postaci, jak ich poprzednicy, ale dajmy im szansę. Minister spraw zagranicznych nie jest tak medialny jak jego poprzednik, ale ta jego niemedialność może stać się jego atutem czy wyróżnikiem. Sam prezes nazwał go przecież eksperymentem i jakoś powoli zaczyna to działać. Zobaczymy, w którą to stronę pójdzie, tym bardziej, że żyjemy w stanie wojny z całym światem. Praktycznie oprócz Węgier, wszystkie państwa w okolicy są z nami pokłócone. Dobrze, że nie wywieszają nas jeszcze jak w barejowskiej gablocie z napisem "tych z Polski nie obsługujemy".
Może to właśnie "Ucho Prezesa" przewidzi ministrowi spraw zagranicznych przyszłość. Macie już w tym wprawę.
Bez przesady (śmiech). Chociaż rzeczywiście muszę przyznać, że czasami nasze przewidywania w zaskakujący sposób się sprawdzają, tak jak to było w przypadku rekonstrukcji rządu. Ja sam czytam artykuły dziennikarzy, którzy snują rozważania o przyszłości. Czasem wykorzystuję to w naszym serialu. I zdarza nam się trafić, co mnie cieszy i śmieszy oraz dodaje splendoru. To, swoją drogą, zaskakujące, że nagle ludzie, którzy nie żyją polityką, potrafią przewidzieć bieg wypadków.
Nie wydaje się to niektórym podejrzane?
Padają pytania, czy mamy informatorów albo jakieś wtyczki w rządzie. Nie mamy. To, że nasz serial coś przewidział, sprawia nam ogromną przyjemność i frajdę. Fajnie jest nie wracać do przeszłości, tego, co już było, co było komentowane, tylko wyobrażać sobie, co będzie. To naszym widzom i nam samym wydaje się ciekawsze.
Jest jakaś postać, której nie tykacie albo nie jest dla was ciekawa?
Do tej pory w naszym serialu nie pojawiła się bratanica prezesa. Żyje sobie na uboczu, w Trójmieście, ze swoimi kłopotami i byłymi mężami. Nie chcemy tego jednak tykać, bo byłoby to przesadą z naszej strony. Jeżeli kiedyś pojawi się wyraźniej w otoczeniu prezesa, to może. Na razie jednak dzieje się tyle ciekawszych rzeczy, że nie ma powodu na wprowadzanie wątku pani Marty.
Kuzyna udało wam się wylansować.
Myślę, że stał się popularny, bo jest niekonwencjonalnym człowiekiem. Udzielił ostatnio wywiadu, w którym ostatecznie tę niekonwencjonalność przypieczętował, głównie słownictwem, jakiego używa. Mogę obiecać, że zawita jeszcze do gabinetu prezesa. A swoją drogą to bardzo interesujące, że prezesowi, który prawie nie ma rodziny, trafia się kuzyn, który jest tak nietuzinkową personą. Sybarytą i wesołkiem, czyli zupełnym przeciwieństwem prezesa. Powinien go unikać, jak tego niechcianego, a tymczasem najwyraźniej ma do niego słabość.
Ogląda pan TVP?
Nie w takim wymiarze, jak kiedyś, ale zaglądam.
Na co pan ostatnio zerknął?
Obejrzałem sobie "Koronę królów", bo jak wszyscy byłem ciekawy, jak to będzie wyglądać. Nie wciągnęła mnie, ale ja po prostu nie oglądam seriali.
Dlaczego?
Dla mnie to marnowanie życia, boję się, że serial mnie wciągnie i skończy się poczuciem zmarnowanego czasu. Chociaż z drugiej strony, z oglądania dokonań innych pewnie można się wiele nauczyć. A co do "Korony"… Obejrzałem kilka odcinków, pośmiałem się, bo wiele rzeczy tam było niezmiernie zabawnych, jak sceny pojedynku czy konny pościg, w którym rycerz traci równowagę i prawie spada z konia, zaspokoiłem swoją ciekawość i tyle. Jestem ciekawy, czy ogląda to moja mama, bo dla mnie to ona jest miernikiem i próbnikiem tego, co jest popularne.
Żadnego dobrego słowa o oczku w głowie prezesa Kurskiego pan nie ma?
Poza tym, że jest to serial - z racji swoich niedociągnięć - momentami bardzo zabawny, to sam pomysł jest udany i zgodny z misją telewizji publicznej. Sam się zainteresowałem losami Jagiellonów i czytam książki na ten temat, żeby to sobie wszystko poukładać.
A jednak i w pana przypadku misja zadziałała.
Sięgałem po te książki i bez tego, ale wędrowałem akurat w inne rejony historii.
A skąd pan czerpie inspiracje do "Ucha", poza wspomnianymi już tekstami dziennikarzy politycznych?
Czytam gazety, słucham, co mówią ludzie, zaglądam do internetu. Może nieszczególnie zerkam na programy informacyjne, bo są stronnicze, ale posiłkuję się dyskusjami polityków i mam kilku swoich ulubionych dziennikarzy, niezacietrzewionych, którzy starają się tę rzeczywistość na trzeźwo oceniać i komentować. Inspirujące są dla mnie również rozmowy z rodzicami, którzy nadal mieszkają na Bródnie i są reprezentantami niemałego środowiska obywateli oraz komentatorów obecnej rzeczywistości.
A taksówkarze?
To wspaniałe źródło informacji i barometr politycznych sympatii. Oni pierwsi wyczuwają nowe wiatry, bo codziennie rozmawiają z ludźmi. Mam też wrażenie, że to najbardziej roszczeniowa grupa obywateli, która ma pretensje do całego świata.
Co ostatnio mówią?
Takie rzeczy, których nie mogę powtórzyć.
Aż tak?
Niestety. Głównie opowiadają o tym, jak wizerunek prywatny polityków różni się od publicznego. Opowiadają historie, jak to się ktoś straszliwie upił, jak przeklina albo jak traktuje innych ludzi wbrew temu, co mówi i jak prezentuje się publicznie. Ostatnio jeden z taksówkarzy stwierdził, że jak woził tych z Platformy, którzy byli u władzy, to zdarzało się, że byli bucami i ignorantami, ale ci, których wozi teraz, czyli prawica, zdecydowanie ich przebijają.
Ostatnio prezes Kurski zapowiedział, że w TVP będzie więcej kabaretów, a jego odpowiedzią na "Ucho Prezesa" jest to, że zatrudnia aktorów tam grających w swoich produkcjach. Co pan na to?
Mam satysfakcję, że "Ucho" wypromowało i pokazało całemu światu dobrych ludzi. Nie tylko teatromanom. Rzeczywiście widać, że w TVP podejmowane są próby reaktywacji kabaretu. Szkoda, bo nie do końca udane. Misja misją, ale telewizja nie jest dla profesorów, tylko dla ludzi, którzy - jak zerkam na wyniki oglądalności - chcą oglądać widowiska rozrywkowe. Ludzie chcą na to patrzeć, bo kabaret jest uczciwy, niczego nie udaje. Może być śmieszny bardziej lub mniej, ale jest prawdziwy. Tylko w naszej "Warszawce" kabaret traktowany jest z pogardą.
Prezes TVP był bardzo zadowolony ze swojego wcielenia w "Uchu".
Nie dziwię mu się. Michał Czarnecki jest genialnym aktorem i marzyliśmy o tym, żeby udało się go zatrudnić, i to właśnie w takiej fajnej postaci prezesa, który jeszcze się nie raz pojawi, chociaż nie wiadomo, jak długo jeszcze prezesem pobędzie. Z tego, co słyszę, już tam na Woronicza podcinają gałąź, na której siedzi… Też byłbym dumny, że taki aktor odtwarza moją postać.
Jakie komentarze i opinie docierają do was ze świata polityki?
Pan Borys trochę się na nas obraził, co nas zdziwiło, bo myśleliśmy, że ma większy dystans do siebie. Nie zrobiliśmy mu żadnej krzywdy, nie opowiadaliśmy o jego życiu prywatnym. Jego romans na planie "Ucha" z Kamilą był romansem stricte politycznym. Myślę, że przez tak gwałtowną reakcję zaszkodził sam sobie. Pani Kamila z kolei pokazała, że ma klasę i dystans, wysyłając naszej aktorce pączki. Może to znowu duch naszych czasów i sygnał, że w polityce powinno być więcej kobiet. Poza tym jednym incydentem z panem Borysem, spotykają nas wyrazy sympatii a nawet pytania, kiedy dana osoba pojawi się w "Uchu".
Piszą, dzwonią, nagabują?
Może nie wprost, ale pojawiają się pytania, dlaczego mnie jeszcze nie ma, bo przecież jestem tak znaczącą postacią. Istnieje ponoć taka teoria, że jeśli kogoś nie ma w "Uchu Prezesa", to nie świadczy to dobrze o jego pozycji w polityce.
A jak panu się żyje w obecnej Polsce?
Całkiem wygodnie i miło. Tym bardziej, że zbliża się wiosna, a ja mam dosyć mrozów. Wiem, że nie pyta pani o pogodę, ale pogoda ma bardzo duży wpływ na nasze samopoczucie. Staram się więc pozytywnie patrzeć na otaczającą nas rzeczywistość. Boli mnie i uwiera, że trójpodział władzy został zakłócony, ale z drugiej strony cieszy to, że przynajmniej nie ma wojny.
Atlas kotów znajdzie się na biurku prezesa?
Leży na nim cały czas. Prezes wciąż jest otoczony kotami i to chyba jedyna rzecz, która się nie zmienia. Charakteryzatorzy cały czas dokładają mi sierść na ramiona i do każdego elementu garderoby. Od razu zaznaczę, że żaden kot na tym nie ucierpiał.
Na pewno?
Żaden kot, żadne zwierzę nie ucierpiało. Myślę, że na tym co robimy nie ucierpiał też żaden człowiek, bo ludzie też są ważni.