Anna Sobańda: "Czerwony punkt", czyli wyreżyserowana przez ciebie etiuda filmowa z Ewanem McGregorem to zapowiedź szerszej współpracy z nowym serwisem?

Patryk Vega: Tak. Przygotowujemy z Showmaxem trzy seriale. Pierwszy z nich będzie miał premierę pod koniec stycznia 2018 roku. Dla mnie wyjątkowe jest to, że Showmax ma fundusze, by robić produkcje na bardzo wysokim poziomie oraz to, że nie muszą być one obwarowane cenzurą. Sam od 10 lat nie posiadam telewizora i oglądam wyłącznie amerykańskie produkcje, które są dla mnie wyznacznikiem. Bardzo się cieszę, że w Polsce startuje podmiot, który zmieni rynek telewizyjny w tej części świata.

Reklama

Co masz na myśli?

Za Showmaxem stoi Naspers, jeden z największych funduszy na świecie. Oni mają interesy w Afryce, Brazylii, Europie wschodniej. Dlatego celem Showmaxu nie jest tylko Polska, ale cała Europa centralna i zachodnia, a to oznacza, że będą tutaj produkowane seriale, które następnie będą dystrybuowane w innych krajach świata. To świetna okazja dla reżysera, by mógł wyjść poza polskie granice.

Wspominasz o braku cenzury, czy sam spotkałeś się kiedyś przy swojej pracy z ograniczaniem wolności artystycznej?

To zależy od telewizji - w każdej z nich jest zespół redaktorów, często wręcz programowo narzucany jest jakiś styl, poza który nie da się wyjść. To jeden z powodów, dla którego nie robię seriali. Druga sprawa to budżety, które wyglądają tak, że jedyne, na co można sobie pozwolić, to serial, w którym dwie osoby stoją na tle białej ściany. Tymczasem tak się tego w dzisiejszym świecie nie robi. Internet, który umożliwił dostęp do oferty amerykańskiej, sprawia, że polski widz wyedukował się audiowizualnie, ma teraz inny punkt odniesienia. Oglądamy seriale zza granicy i zadajemy sobie pytanie, dlaczego rodzime produkcje tak kuleją. Myślę, że współpraca z Showmax to świetna droga do zrobienia czegoś fajnego.

Zdradzisz, o czym będą twoje seriale?

Reklama

Nie mogę.

To powiedz chociaż, czy będą to seriale akcji, do jakiej przyzwyczaiłeś widzów swoimi filmami?

Wydaje mi się, że nie robię filmów akcji. To jest kino będące połączeniem kilku gatunków - raczej gatunku sensacyjnego z dramatem, niekiedy z komedią. Natomiast to, co będzie wspólnym mianownikiem wszystkich moich filmów i seriali, to rzetelna dokumentacja. Kręci mnie to, żeby odsłaniać pewne światy, portretując różne społeczności, i opierać się na rzeczach zassanych z życia. Do tych projektów również wykonałem drobiazgową dokumentację, która będzie moim charakterem pisma.

Pociągniesz ze sobą aktorów z "Pitbulla"?

Aktorzy często przywiązują się do reżyserów, z którymi mają dobre relacje. Jeśli aktor ma szerokie spektrum możliwości i oferuje reżyserowi budowanie różnych postaci, to jest to fajna przygoda. Staram się jednak pracować także z nowymi osobami, bo to daje mi dużo adrenaliny. Mając więc bazę aktorów, z którymi dobrze mi się pracuje, szukam aktorskich odkryć, bo bardzo kręci mnie dostrzeganie w ludziach czegoś, czego dotąd nie zauważono.

Pracowałeś z Ewanem McGregorem, czy w twoich serialach również możemy spodziewać się międzynarodowych gwiazd?

Będziemy do tego dążyć. Aktor jest jednym z wehikułów promocji, w związku z czym międzynarodowa obsada w serialu anglojęzycznym jest jak najbardziej pożądana.

Showmax zapowiada, że wystąpisz na platformie także w roli eksperta, polecającego widzom najlepsze twoim zdaniem produkcje. Jakich seriali prywatnie jesteś fanem?

Teraz jestem zakochany w serialu "This is us", który bardzo polecam. To jest, wydawałoby się, banalna historia, ale niesamowicie i pozytywnie opowiedziana. Nie wiem, kto jest autorem scenariusza, ale wydaje mi się, że musiał to być pisarz albo dramaturg, ponieważ dialogi są świetne, a sam scenariusz kapitalny. To serial o rodzinie, o emocjach, ale opowiedziany w niezwykły sposób.

Oglądam również "Homeland", ostatnio zaś zobaczyłem "Tabu" - jest świetnie zrobiony, bardzo podoba mi się pokazany tam realizm. To serial dziejący się na początku XIX wieku w Anglii i tamten świat pokazany jest paradokumentalnie, czyli tak, jak lubię.

A polskie seriale?

Nie widziałem żadnej polskiej produkcji od 5-7 lat.

W mediach pojawiły się plotki, że po rozstaniu z "Pitbullem", zamierzasz nawiązać współpracę z firmą producencką Piotra Woźniaka-Staraka, by nakręcić film o kobiecie mafii?

Nie ma takich planów.

Czy wszystkie twoje najbliższe plany związane są z Showmaxem?

Nie, przygotowuję aktualnie cztery własne filmy, których będę reżyserem, scenarzystą oraz jedynym producentem.

Zdradzisz o czym będą?

Już 29 września 2017 roku trafi do film "Botoks". Będzie to hardcorowe uderzenie w polską służbę zdrowia. Ostry film bazujący na wyznaniach prawdziwych lekarek i pokazujący całą patologię naszej służby zdrowia.

Nie obawiasz się, że narazisz się polskiemu środowisku medycznemu?

Gdybym się bał poruszać określone tematy w moich filmach, to nie zrobiłbym ich zbyt wiele. To jest tak, że natrafiasz na jakiś temat w trakcie dokumentacji i musisz za nim pójść. Właśnie tak było w przypadku filmu o lekarkach, gdzie materiał był porażający. Mnie to osobiście dotyka i chcę o tym opowiedzieć innym ludziom.

Wiemy, że kolejnego "Pitbulla" nie zrobisz, ale czy zamierzasz kontynuować temat polskiej mafii?

Uważam, że jest kilka obszarów wiecznie aktualnych dla kina czy telewizji. Na pewno jest to policja, służba zdrowia, sądownictwo. To są światy, które dotykają najważniejszych dla ludzi rzeczy, takich jak życie, zdrowie, poczucie bezpieczeństwa. Tam jest taki splot konfliktów, że od dziesięcioleci są tworzone seriale o policjantach, prawnikach czy lekarzach, a i tak będą kolejne. Dla mnie najważniejsza jest w tym wszystkim dokumentacja. Mam na 23 lutego 2018 roku przygotowaną premierę mojego nowego filmu policyjnego pokazującego po raz pierwszy, jak polska policja działa w skali Europy, walcząc z międzynarodową przestępczością.