O swoich wpływach w Telewizji Polskiej Ilona Łepkowska opowiedziała w wywiadzie dla Plejady. Kiedy scenarzystka została zapytana o swoje zaangażowanie w produkcję filmu "Zenek", odparła:
Konsultowano ze mną ten scenariusz, ale nikt nie chciał mnie słuchać. Co zabawne, prezes Kurski myślał, że ja cały czas jestem w to zaangażowana. Napisał mi nawet, że był zdziwiony, że nie przychodziłam na przeglądy nagranych materiałów i projekcje wersji montażowych. Odpisałam mu, że nikt mnie o nich nie informował
Łepkowska zasugerowała nawet, że film "Zenek" został zrealizowany przez TVP właśnie dlatego, że prezes Kurski był przekonany, że nad projektem czuwa ona sama:
(...) No i niestety, nie zastosowano się do moich sugestii. Zmieniono to, na czym miała opierać się konstrukcja filmu. Nie można tak robić. To tak jakby wyburzyć ścianę nośną w domu. Wiadomo, że wszystko się zawali. No i się zawaliło. Nie mam do nikogo żalu, ale kolejny raz poczułam, że w jakiś sposób mnie użyto. Wiadomo, że Kurski ceni moje zdanie. W związku z tym jego przekonanie, że sprawuję pieczę nad tym filmem i jestem zaangażowana w jego powstawanie, zwiększało szansę na realizację tego projektu - stwierdziła
Łepkowska stwierdziła, że najchętniej zażądałaby usunięcia jej nazwiska z napisów końcowych, bowiem film w ogóle nie spełnia jej standardów:
Okazało się, że reżysera bardziej interesował socjologiczny obraz prowincji polskiej w latach 80. i 90. niż kariera Zenka. W tym filmie prawie nie ma przebojów Martyniuka. Gdy zapytałam kogoś z twórców dlaczego, to usłyszałam, że tego nie da się przecież słuchać. Przepraszam, ale nie można robić filmu o Zenku, brzydząc się disco polo. To głupota! Wszyscy fani twórczości Zenka są filmem rozczarowani. Z kolei miłośnicy kina obyczajowego, też nie wyjdą z seansu usatysfakcjonowani. No to dla kogo został zrobiony ten film?