Ministerstwo Zdrowia, WHO, politycy, lekarze, eksperci, a nawet gwiazdy i celebryci do znudzenia apelują, że by uporać się z epidemią koronawirusa musimy zostać w domach. Polacy tymczasem, podobnie jak jeszcze kilka tygodni temu Włosi, mocno bagatelizują problem i zamknięte szkoły i pracę w trybie home office traktują jak majówkę.

Reklama

Filip Chajzer wybrał się wczoraj na przejażdżkę rowerową, by załatwić jaką sprawę. Kiedy jechał przez centrum Warszawy, był przekonany, że społeczeństwo faktycznie zastosowało się do zaleceń władz:

Musiałem dziś zawieźć papiery "do miasta" 📃 Nie chciałem nikogo tym absorbować. Pogoda jest wspaniała. Sprawdziłem w internecie czy można w tej sytuacji wyjść na rower. Odpowiedź - tak, jeśli unikasz dużych skupisk ludzkich. Unikam. Centrum Warszawy przypomina w środku tygodnia sceny znane z długich majowych weekendów. Puste ulice, chodniki, autobusy. Ewidentnie widać, że są Ci którzy muszą być.

Niestety kiedy tylko Filip wjechał do Lasu Kabackiego okazało się, że ludzie zupełnie ignorują zasady postępowania w sytuacji epidemii:

Na drogę powrotną do domu wybieram Las Kabacki na pograniczu Ursynowa i Konstancina. Wszak po co jechać obok aut. W Warszawie jest takie powiedzenie "ruch jak na Marszałkowskiej"... Dziś bardziej pasowałoby "ruch jak w Lesie Kabackim". I ok, w końcu spacerując z bliskimi, czy jeżdżąc na rowerze zawsze te kilka metrów odstępu jest zachowanych. Po kilku minutach jazdy mijam polanę. Widok jest co najmniej dziwny... jak na okoliczności. Ogniska, grille, kiełbasa, piwo... Czy to nie przed tym ostrzegają eksperci podając przykład włoski?

Dodajmy, że Filip Chajzer nagrał to przerażające wideo w środę w okolicach południa.