Radosną wieścią Pawlikowska pochwaliła się z fanami na Instagramie. Pokazała również pierścionek i wyjaśniła, jakie ma znaczenie:

Szafir, bo jest niebieski jak nasze oczy, jak niebo i ocean. Brylanty, bo mają w sobie światło. Ale tak naprawdę to my mamy światło w sobie 😊 Czy myślicie, że powiedziałam 'Tak'? 😊 #takczynie #dobrepytanie #zaręczeni #cozadzień #BeataPawlikowska #DannyMurdock

Reklama

Dzień później Pawlikowska napisała post, w którym wyjaśniła, jak poznała swojego narzeczonego. Okazuje się bowiem, że jest to dość niezwykła historia, pełna splotów okoliczności:

Nieco ponad trzy lata temu pod koniec roku wcale nie planowałam wyruszać w nową podróż. Danny też nie. Nagle na początku stycznia zmieniłam zdanie i zaczęłam szukać celu nowej wyprawy. Chciałam pojechać na Hawaje, do Zimbabwe albo na Madagaskar, ale wszędzie tam akurat lał deszcz. Danny postanowił pojechać na narty w stanie Utah.

I nigdy byśmy się nie spotkali, gdyby nie to, że on miał wypadek na nartach i lekarz kazał mu odpoczywać. Postanowił więc odpocząć w Belize i Panamie, bo to były ostatnie dwa kraje w Ameryce Środkowej, w których jeszcze nigdy wcześniej nie był. A ja zrezygnowałam z pomysłu moknięcia na Madagaskarze i postanowiłam pojechać do Belize, bo był to ostatni kraj w we wszystkich trzech Amerykach, w którym nigdy wcześniej nie byłam.
Prawie tego samego dnia kupiliśmy bilety do Belize. Ja w Warszawie, on w Nowym Jorku.
Tego samego dnia dopłynęliśmy do cudownej wyspy Key Caulker i spaliśmy w tym samym hotelu – nie wiedząc o tym oczywiście, bo wtedy jeszcze się nie znaliśmy.
A potem tego samego dnia wyruszyliśmy na wyprawę do dawnego majańskiego miasta Caracol w dżungli i tam spotkaliśmy się po raz pierwszy. I natychmiast poczuliśmy się tak, jakbyśmy się odnaleźli nawzajem – mimo że przecież nigdy siebie nie szukaliśmy, bo nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu.


Przyjęcie oświadczyn oznacza, że Beata Pawlikowska zamierza wyjść za mąż. najwyraźniej zmieniła więc zdanie na temat małżeństwa, o którym jako młoda dziewczyna myślała tak:

To było coś, czego instynktownie chciałam uniknąć. Bałam się, że będę takim nieszczęśliwym dorosłym. Zniewolonym przez ograniczenia, które sam na siebie nałożył. Bycie żoną i matką kojarzyłam z przytłaczającą niewolą. Chciałam żyć inaczej. Dlatego jako nastolatka pisałam do siebie listy, w których przypominałam sobie o jednym: że trzeba żyć świadomie. I iść własną drogą. - powiedziała jakiś czas temu w wywiadzie