Karolina Korwin Piotrowska o kinie wie sporo i chętnie dzieli się z fanami swoimi opiniami na temat kolejnych kinowych nowości. Ostatnio postanowiła przestrzec przed stratą czasu i pieniędzy, jaką jej zdaniem jest film "Jak poślubić milionera":
Czekam kiedy jacyś sprytni filmowcy zrobią komedię, nawet romantyczna, o tym, jak powstaje Polska komedia romantyczna. Bo ja już wiem. Przychodzi firma od pierścionków zaręczynowych i mówi: gra u nas w reklamach taka jedna pani, wygledna, blondynka, trzeba jej szybko załatwić tak, żeby zagrała w fabule. Dorzucamy w pakiecie samochód, który jest brzydki jak noc i parę nazwisk aktorskich, jakiś celebrytów z kronik towarzyskich, no bo żyć trzeba i jedziemy z koksem. Będzie zabawa. Nie ma zabawy.
Ten film nie jest zabawny. Jest zwyczajnie durny. Ze scenariuszem, który chyba zginął, jeśli w ogóle był i odtwarzany był w trakcie zdjęć z pamięci.
Zdaniem dziennikarki, nawet dobrzy aktorzy obsadzeni w drugoplanowych rolach nie ratują tej produkcji:
To jest złe, głupie, nieśmieszne, fatalnie grane przez wszystkich ( nawet Olszowka i Mecwaldowski równają do poziomu gleby), a do tego jest na poważnie, z wdziękiem sióstr godlewskich usiłujących śpiewać dajmy na to kołysanki. Bo gdyby to było ironicznie robione, to jeszcze dałoby się obejrzeć. Mamy 2019. Świat się zmienia a MM, która grała w filmie pod takim samym tytułem, kilkadziesiąt lat wcześniej, z nieopanowanym wdziekiem i talentem, przewraca się w grobie.
A tak paw. A tak wstyd. I ból zębów. Bo mufinki czasem szkodzą - to jest spoiler. O muffinach.