Do sytuacji, o której opowiedziała Edyta doszło w 2016 roku. Allan mieszkał wówczas z mamą w Los Angeles i kiedy zachorował, Górniak akurat była w drodze do Polski:

Leciałam wtedy do Warszawy na nagranie programu. Jak zawsze zadzwoniłam z pasa startowego do Allana. Usłyszałam w słuchawce głos mojego dziecka, jakiego w życiu nie słyszałam. Powiedział, że bardzo bolał go brzuch, więc wszedł do wanny z ciepłą wodą, a teraz nie może z niej wstać, bo jeszcze bardziej go boli

Reklama

Na szczęście Edyta miała w LA przyjaciela, który zareagował błyskawicznie:

Zadzwoniłam do naszego sąsiada i mojego przyjaciela, Davida Fostera, który zabrał go do prywatnej kliniki. Okazało się, że miał rozlany wyrostek i ta ciepła woda tylko pogorszyła jego stan. Mogło się to skończyć tragicznie

Piosenkarka musiała natychmiast wrócić do Los Angeles, ponieważ bez jej zgody Allan nie mógł być operowany:

Trzymali go na morfinie ponad 30 godzin. Moje dziecko umierało. Czekali na mój podpis, żeby przeprowadzić operację. Tam boją się zrobić cokolwiek bez podpisu. Allan miał przez to zakażony organizm, nie chciał się wybudzić.

Ponieważ Allan był leczony w Stanach Zjednoczonych, gdzie opieka medyczna nie jest bezpłatna, Edycie Górniak szpital wystawił rachunek na 90 tys. dolarów. I w tym momencie z ratunkiem po raz kolejny przyszedł przyjaciel piosenkarki:

Wiedziałam, że będę to spłacać całe życie. Jak Allan wrócił do domu, David Foster zadzwonił do szpitala. To były moje urodziny. Poprosił przy mnie o zniżkę za leczenie Allana. Następnego dnia zadzwoniła pani z recepcji tej prywatnej kliniki i powiedziała, że wszystko jest uregulowane. David nigdy się nie przyznał, że to on zapłacił. A przecież ja mu jestem wdzięczna do końca życia, że zawiózł moje dziecko do szpitala i uratował mu życie. Allan inaczej by nie żył - zakończyła Edyta Górniak.

Reklama