W swoim oświadczeniu były premier przyznaje, że zalega z alimentami, jakie na skutek wyroku sądu jest zobowiązany płacić Izabeli, jednak jego zadłużenie wynika z trudnej sytuacji finansowej. Marcinkiewicz twierdzi także, że była żona nęka go i publicznie szkaluje, a z opowiadania mediom jego prywatności zrobiła stałe źródło dochodu.
Izabela Marcinkiewicz błyskawicznie odpowiedziała na zarzuty byłego męża. Na swoim profilu napisała:
Prawo jest po mojej stronie, fakty mówią same za siebie, poza tym bronię i zawsze będę bronić swoich praw. Zaprzeczam, abym robiła coś co nie jest zgodne z prawem. Jeśli natomiast Pan Marcinkiewicz nazywa mnie ‘stalkerem’, dlaczego nie poszedł z tym do sądu? Najprawdopodobniej nie ma ku temu podstaw - wierzyciela nazywa 'stalkerem'?
Była żona polityka uważa, że jego zapewnienia o trudnej sytuacji materialnej są nieprawdziwe:
Mnie zastanawia w ogóle (nie wspominając publicznego tłumaczenia się), jak były premier tego kraju potrafi doprowadzić do takiej sytuacji, tzn. do sytuacji niealimentacji, jednocześnie niedawno chwaląc się niezliczonymi fotkami z różnych wypadów, treningów i życia hi-life oraz wypowiadając się o praworządności. Gdzie tu jest spójność, gdzie jest jakaś logika?! Gdzie poczucie wstydu, moralności?
Być może pan KM był tak zapatrzony w siebie, że stracił ziemię pod nogami, i teraz jedynym wyjściem jest – po byciu 'ofiarą' Jarosława Kaczyńskiego i pierwszej byłej żony – zrobienie z siebie ofiary kolejnej byłej żony?! Niebywałe i niespotykane, a jednak prawdziwe. Cóż, być może tak postępuje ktoś, kto nie ma argumentów?
Na koniec Izabela Marcinkiewicz zapowiedziała kroki prawne przeciwko byłemu mężowi:
Mnie nie kupił pan swoimi kłamstwami (nie wiem jak innych?), tym samym nie dał pan mi wyboru i pozostało skierować sprawę do odpowiedniego organu. I teraz prawo (i prokuratura) jest i będzie jedynym pana 'stalkerem'.
W związku ze złożeniem zawiadomienia do prokuratury, czas na spłatę długu jest coraz krótszy.