W jednym z wywiadów sprzed kilku lat Ewa Kasprzyk śmiało zadeklarowała, że z chęcią poddałby się zabiegowi powiększenia punktu G. Ta wypowiedź aktorki wywołała tak duże poruszenie, że twórcy najnowszego "Kogla Mogla" postanowili do niej nawiązać, czyniąc z bohaterki granej przez Kasprzyk sex-coucha i autorkę książki "Jak znalazłam swój punkt G". W rozmowie z "Galą" gwiazda zapewnia, że łatka "pani od seksu", która przylgnęła do niej po tym głośnym wywiadzie wcale jej nie przeszkadza:
Nagle stałam się naczelną ekspertką od tego tematu, bo zażartowałam, że gdyby w Polsce wprowadzono takie zabiegi, to ja chętnie. Wiesz, ile moich koleżanek zadzwoniło potem do mnie z pytaniami o szczegóły? No cóż ta etykietka "pani od seksu" funkcjonuje i nie mogę się jej wyprzeć. Na szczęście nie jestem jedyną aktorką, która się z tym kojarzy. Z drugiej strony lepiej kojarzyć się z seksem niż z geriatrią, prawda? Niestety, publiczne rozmowy o seksie budzą lęk, niepokój. A już kiedy kobiety mówi o nim swobodnie i z afirmacją, zakrawa to na skandal, bo przecież nam w pewnym wieku już nie wypada.
Kasprzyk narzeka na to, jak w Polsce traktuje się dojrzałe kobiety:
Polska to jeden z nielicznych krajów, w którym wiek może być zarzutem. We Francji, Stanach czy Anglii kobiety ubierają się ta jak chcą. "Taka krótka sukienka? Taki dekolt? To przecież nie dla pani" - ile razy ja to słyszałam? Nic dziwnego, że moim ulubionym hasłem stało się: "Ewa, ty powinnaś czołgać się już w kierunku cmentarza"...
Aktorka zapewnia jednak, że nie zamierza odmładzać się na siłę, bowiem mimo upływu lat, dobrze czuje się we własnym ciele:
Mam świadomość upływającego czasu. Nie jestem dzidzią-piernik, która robi dwa kucyki i paraduje ta po ulicy, ale nie pozwoliłam się tez wpisać przez narzucone przez społeczeństwo normy. Nie znam kobiety, która byłaby z siebie w pełni zadowolona. Coraz więcej dwudziestolatek wstrzykuje sobie botoks, uważają, że to nie głowa, lecz ciało jest najważniejsze. Ja zaakceptowałam siebie, żartuję, że są kobiety ode mnie ładniejsze i mądrzejsze, ale też brzydsze i głupsze. Nie jestem niewolniczką diety. Jeśli mam ochotę na ciastko z malinami, to je jem. Wierzę w moc hormonów szczęścia, które uwalniają się, gdy człowiek czuje się dobrze. Słucham swojego organizmu, odpowiadam na jego potrzeby, oczywiście zachowując zdrowy rozsądek.