Tym razem Wardęga naraził się funkcjonariuszom kręcąc film w warszawskim metrze w przebraniu Lorda Vadera. Jak twierdzi jednak, został skazany za czyny, których nie popełnił:
Po 15 miesiącach otrzymałem wyrok w sprawie "Lorda Vadera" jednak jak się okazuje karuzela śmiechu jeszcze się nie zatrzymała.
Sąd skazał mnie za krzyki, bieganie po wagonie i wszczynanie awantury. Jest to oczywiście stek bzdur.
W masce Lorda Vadera nic prawie nie słychać, dlatego nawet gdy mówiłem coś do Wapniaka (przebranego za staruszka, którego Lord Vader z odległości 5 metrów podduszał, bo ma sporo midichlorian we krwii) stałem nad jego głową by mógł mnie usłyszeć. (wciąż posiadamy wszystkie nagrania i możemy łatwo dowieść, że "nie darłem ryja")
W dalszej części wpisu na Facebooku Wardęga wyjaśnia, jak jego zdaniem wyglądało całe zajście:
Gdy spokojnie stałem i czekałem aż wagon wypełni się ludźmi by móc nakręcić scenę do filmu, pracownik metra podszedł do mnie i powiedział "wypad stąd" a ja po prostu nie zareagowałem - jednak sąd uznał, że brak reakcji z mojej strony oznacza "wszczynanie awantury".
Przyznaję się, gdy byłem już poszarpany przez kilku ochroniarzy metra strąciłem jednemu czapkę, ale nie wiem jak musiałbym tego dokonać, by spadająca czapka, jak twierdzi sąd, zmusiła innych pasażerów do zmiany miejsca w trakcie podróży.
Pracownicy metra zapewne zeznali też, że rzekomo używałem niecenzuralnych słów na peronie po zatrzymaniu, co również jest całkowicie wymyśloną historią a w internecie jest pełno nagrań z których jasno wynika, że taka sytuacja nie miała miejsca.
Sąd ukarał Sylwestra Wardęgę grzywną w wysokości 300 zł. Youtuber nie zamierza jednak godzić się z takim wyrokiem:
Na pewno będę się odwoływać - zwłaszcza, że posiadam komplet nagrań z tego zajścia.