Krzysztof Krawczyk udzielił wywiadu do najnowszego numeru magazynu "CKM". Muzyk został zapytany o swój stosunek do marihuany:
Przede wszystkim trzeba zacząć od medycznej marihuany, która pomaga chociażby chorym na padaczkę, a nadal jest nielegalna. Należałoby wreszcie przebić tę ścianę. Ale nie widzę też problemu w rekreacyjnym kurzeniu gandzi. Niestety, ja nie mogę teraz tego robić ze względu na astmę. A dobrze wiem, że na bóle trzustki, żołądka czy zwyczajne uspokojenie marihuana wielokrotnie mi pomogła. Po trawie nawet ja zachowuję się jak aniołek, choć potrafię wpir**olić pół krowy (śmiech).
Krawczyk nie jest jednak zwolennikiem legalizacji narkotyków, dostrzega bowiem w tym duże zagrożenie:
Żyję już trochę na tym świecie i widziałem różne sytuacje. Narkotyki potrafią zniszczyć każdego. Młodzi, chcąc eksperymentować, biorą się często za tanią amfę albo psują sobie głowę głupotami w stylu LSD czy grzybków halucynogennych. A zdarza się, że przygoda z twardymi używkami kończy się hermanem, jak heroinę nazywa Maleńczuk.
A jakie uzależnienie miało najbardziej negatywny wpływ na jego życie?
Największym zagrożeniem była dla mnie lekomania, która zostawia w organizmie nieodwracalne ślady. Miałem w Stanach świetnego lekarza, który sam lubił łykać pigułki i przepisywał mi recepty na wszystko. Tabletki na dobre spanie, na dobre sranie, na dobry koncert, na dobry seks - byłem uzależniony .