Incydent z teatru "Polonia", do jakiego doszło we wtorek w trakcie spektaklu "Boska", jako pierwsza opisała strona niezależna.pl. Według jej redaktorów, kilka osób z widowni, postanowiło nawiązać do tradycji "wyklaskiwania" aktorów kolaborujących z okupantami. Kiedy na scenie pojawił się Maciej Stuhr, grupa protestujących miała wstać i zacząć klaskać oraz krzyczeć "Brawo". Jak podaje niezależna.pl, był to protest przeciwko żartom Stuhra podczas gali "Orłów"
Chcieliśmy, żeby poczuł i zrozumiał, że nie zgadzamy się na żartowanie ze śmierci czy to Żołnierzy tzw. II konspiracji podziemia niepodległościowego czy niewinnych ofiar katastrofy 10 kwietnia 2010 r. - powiedziała niezależnej.pl jedna z protestujących osób.
Krystyna Janda, dyrektorka teatru Polonia i odtwórczyni głównej roli w spektaklu "Boska", miała przerwać przedstawienie i poprosić ochronę o wyprowadzenie z sali protestujących.
Zupełnie inaczej całą sytuację przedstawia na swoim profilu na Facebooku sama Krystyna Janda. W sprostowaniu opublikowanym przez jej fundację czytamy:
Szanowni Państwo chcieliśmy sprostować tendencyjne doniesienia w sprawie rzekomego wyklaskania, pana Macieja Stuhra w Teatrze Polonia, podczas spektaklu „Boska”.
Zaczął klaskać jeden, bardzo starszy pan, pani Janda, która była także na scenie, zapytała tego pana czy zamierza dalej przeszkadzać, po czym publiczność wyklaskała tego pana i wygoniła go z sali. Do pana podeszli bileterzy z prośbą o opuszczenie sali, a nie ochrona, potem spektakl kontynuowano bez przeszkód. Pozdrawiamy. Fundacja KJ Na Rzecz Kultury
Nam udało się dotrzeć do jednej z osób, która tego wieczoru siedziała na widowni teatru Polonia. Relacja naocznego świadka zdarzenia pokrywa się z tym, jak przedstawiła je fundacja Krystyny Jandy:
Kiedy tylko zaczęło się przedstawienie, pewien jegomość, który siedział z boku sali, na widok Macieja Stuhra zaczął klaskać i głośno krzyczeć "Brawa". Pozostała część widowni nie wiedziała co się dzieje, niektórzy myśleli, że to element przedstawienia. Kiedy na scenę wyszła Krystyna Janda, mężczyzna znów zaczął klaskać i krzyczeć "Brawa". Aktorka zwróciła się więc do niego z pytaniem - "Czy pan pozwoli nam grać?". Mężczyzna nie przestawał wrzeszczeć, więc Janda poprosił osoby z obsługi, żeby go wyprowadziły. Mężczyzna nie stawiał oporu, dał się spokojnie prowadzić z widowni. Kiedy wychodził, cała sala jego "wyklaskała", dokładnie tak jak on krzycząc "Brawa". Po wyprowadzeniu przeszkadzającego pana, aktorzy kontynuowali spektakl bez żadnych zakłóceń. Cały incydent trwał zaledwie kilka minut - relacjonuje w rozmowie z dziennik.pl osoba z widowni.