Anna Sobańda: Czy w zawodzie paparazzo funkcjonuje kodeks etyczny?
Tomasz Potkaj: W samym zawodzie chyba nie, ale wśród konkretnych paparazzi tak. Są na przykład tacy, którzy nigdy nie zrobiliby tematu w szpitalu, są tacy, którzy nie fotografują pogrzebów, są też paparazzi, którzy nigdy nie sfotografowaliby osób, które lubią, albo ludzi wobec nich bezradnych. Poszczególni przedstawiciele tego zwodu sami, na swój użytek, ustalają sobie granice etyczne, których nie przekraczają. Paparazzi jako branża zaś zawsze zrobi to, na co jest zapotrzebowanie. Jeśli media nie będą drukowały zdjęć pokazujących płaczu bliskich na pogrzebach, to paparazzi nie będą ich robić. Jeśli nikt nie opublikuje zdjęcia celebryty na łóżku szpitalnym, to nikt nie będzie próbował wejść do szpitala, żeby takie zdjęcie zrobić.
W książce opisuje pan jednak sytuacje, w których paparazzi polowali na zdjęcia znanych osób w szpitalach.
Tak, ale one zawsze były robione na zamówienie. Paparazzi dostał zadanie od gazety, dla której pracował, usłyszał polecenie: "masz zrobić to zdjęcie za wszelką cenę". Taka sytuacja miała miejsce przy fotografowaniu Andrzeja Leppera w szpitalu. Takie też zadanie dostał paparazzo, który podjął się sfotografowania Lwa Rywina w areszcie i potem w więzieniu.
Wspomniał pan, że paparazzi mają własne bariery, których nie przekraczają. Ale czy wśród tych, z którymi pan rozmawiał, byli tacy, którzy nie cofnęliby się przed niczym?
Nigdy nie wiemy, co to znaczy "przed niczym". Najlepiej chyba zilustrować to próbą sfotografowania Czesława Niemena w szpitalu. Rozmawiałem z paparazzo, który siedział wówczas w szpitalnym korytarzu, gdzie za drzwiami leżał muzyk, a przy nim siedziała jego żona. Zrobienie takiego zdjęcia było wówczas banalnie proste. Wystarczyło, że otworzyłby drzwi, zrobił serię i miałby piękny, wzruszający materiał na jedynkę tabloidu o żonie przy łożu umierającego, wielkiego artysty. On jednak tego nie zrobił i wspólnie z kolegą, który z nim tam był, wymyślili historię, którą wytłumaczyli się w redakcji, a mianowicie, że tego zdjęcia zrobić się nie dało. Za to ten drugi paparazzo, z którym nie rozmawiałem, ponieważ wycofał się z branży i odmawia wszelkich rozmów na ten temat, dawno temu w wywiadzie prasowym opowiadał, że jedyny problem jaki miał ze zrobieniem tego zdjęcia, to były pieniądze. Czyli gdyby ktoś zapłacił mu odpowiednią sumę, on pchnąłby te drzwi i zrobił takie zdjęcie. To jest dość zagmatwana historia, bo tak naprawdę nie wiadomo, czy to zdjęcie w ogóle zostało zrobione. Krąży wersja , że tak i że jest ono w redakcji jednego z tabloidów, ale nigdy go nie opublikowano.
Dlaczego?
To jest dobre pytanie. Może redakcja sama uznała, że tego zrobić nie wypada. A być może zdjęcie zostało zrobione tylko po to, żeby rozeszła się wieść: "tak, my potrafimy zrobić każdy materiał, niezależnie od tego, czy opublikujemy go, czy nie". Trzeba jednak powiedzieć, że to zdjęcie, jeśli zostało zrobione, powstało w dawnych, dobrych dla mediów czasach, kiedy na rynku prasowym były znacznie większe pieniądze niż dziś. Obecnie nikt nie wyłożyłby pieniędzy na materiał, który nie przyniósłby zysku.
Z książki wynika, że paparazzi to zawód niebezpieczny, np. dlatego, że można zostać poturbowanym przez wściekłego celebrytę. Zastanawiam się jednak, czy paparazzi ryzykują także pod względem prawnym?
Odpowiedzialność prawną ponosi ten, kto opublikuje zdjęcie. Kiedyś agencje paparazzi prowadziły nawet krótkie szkolenia prawne dla swoich pracowników. Fotografowanie na ulicy nie jest sprzeczne z prawem. Inna sprawa jest z publikacją takich zdjęć. Wszystkie procesy prawne, jakie toczyły się wokół takich zdjęć, dotyczyły gwiazdy, która się na nich znajdowała i wydawcy, który je opublikował. Jeśli zaś paparazzi stawali przed sądem, to wyłącznie jako świadkowie. Chyba że w trakcie wykonywania ich pracy dochodziło do jakichś bójek bądź innych wykroczeń.
Czyli jedyne ryzyko związane z tym zawodem to pobicie?
Ryzyko bycia pobitym jest wpisane w ten zawód od samego jego początku. Jeden z pierwszych znanych paparazzi, Tazio Secchiaroli, pod koniec lat 50. fotografował egipskiego króla na emigracji, Farouka, który siedział przy stoliku z jakąś kobietą. Paparazzo musiał podejść bliżej, ponieważ ówczesny sprzęt nie pozwalał na fotografowanie z dużych odległości. Wówczas wstał ochroniarz króla, podszedł do fotografa i go uderzył. Całą scenę zaś sfotografował kolega Secchiaroli, który stał obok i w ten sposób powstał pierwszy słynny set paparazzi. Od samego początku było więc jasne, że ktoś, kto uprawia ten zawód, będzie bity, obrażany i będzie miał niszczony sprzęt.
Czy na naszym podwórku to również bywa niebezpieczne zajęcie?
Oczywiście. W książce jest cały rozdział poświęcony rękoczynom. Na przykład Borys Szyc w pewnym okresie był bardzo porywczy. Zdarza się także, że zazwyczaj spokojni i łagodni celebryci tracili cierpliwość. Robert Więckiewicz w pewnym momencie nie wytrzymał i ganiał się po Saskiej Kempie z jednym paparazzo. Obu panom puściły nerwy, było nawet jakieś kopanie w drzwi samochodu, przepychanki, ale na koniec obaj podali sobie ręce. Przykra była również scena z udziałem ówczesnego partnera Doroty Gardias, który jednemu paparazzo zabrał aparat, a następnie ukradł z niego kartę. Sprawa trafiła na policję, a później do sądu.
Gwiazdy często narzekają na paparazzi i utrudniają im pracę, a czy zdarza się na odwrót, że paparazzi w odwecie nie chcą robić jakieś gwieździe zdjęć?
Tak, opisałem historię, jak ukarano Pawła Wilczaka, który nawet jak na standardy celebrytów zachowywał się bardzo brutalnie i chamsko wobec chłopców, którzy robili mu zdjęcia. Kiedy więc odsłaniał swoją gwiazdę w Międzyzdrojach, odłożyli aparaty fotograficzne i nie zrobili mu ani jednego zdjęcia.
Wiemy już, że gwiazdy potrafią być wobec paparazzi agresywne. Ale z drugiej strony mamy zjawisko tak zwanych ustawek, kiedy to celebryci umawiają się z paparazzi na to, że będą fotografowani.
Ustawki są bardzo zmitologizowanym elementem show biznesowego życia. W interesie celebrytów jest przecież to, żeby byli w mediach obecni i tu nie chodzi o to, że oni tego nie chcą. Chodzi za to mieć kontrolę nad swoim wizerunkiem. Niestety na pewnym etapie popularności, głód wiedzy na temat ich życia jest tak duży, że nie sposób utrzymać nad nim kontroli. Celebryci na różnych etapach swojej kariery podejmują czasem desperackie próby umawiania się z paparazzo albo z redakcjami, dla których oni fotografują. Mało jest celebrytów, którzy choć raz nie zrobili takiej ustawki. Absolutnym wyjątkiem jest Tomasz Kot, który nigdy nie wszedł w alianse z fotografującymi go. Z drugiej zaś strony mamy Annę Muchę, która wielokrotnie opowiadała, jak była prześladowana przez paparazzi, a on słuchali tego z uśmiechem, ponieważ nazywają ją królową ustawek.
Z czego wynika zapotrzebowanie w danym momencie na konkretną gwiazdę?
Jeśli osiągany jest taki poziom zainteresowania celebrytą, że każda informacja na jego temat jest natychmiast podchwytywana przez media, to paparazzi będą za nim jeździć, nie pytając o to, czy tego chce, czy nie. Jak ktoś jest bardzo popularny, musi się liczyć z tym, że kiedy wychodzi z domu, idzie ulicą, robi zakupy, czy idzie do fryzjera, ktoś go będzie fotografował.
Z drugiej strony są gwiazdy, które choć są obecne w mediach i cieszą się dużą popularnością, nie są tematem dla paparazzich. Przykładem jest Agata Kulesza.
To prawda, ale rozmawiamy o dwóch różnych grupach. Agata Kulesza jest aktorką, gwiazdą, ale nie jest celebrytką. Te wszystkie zabiegi związane z robieniem zdjęć z ukrycia dotyczą zaś celebrytów. Cokolwiek robi Edyta Górniak, niezależnie od jej mizernych dokonań artystycznych, przede wszystkim jest celebrytką. To jest absolutny fenomen, ponieważ ona jest interesująca, bez względu na to, czy śpiewa, czy też nie. Natomiast Agata Kulesza czy na przykład Artur Żmijewski występują w mediach w zupełnie innej roli.
Ale prawdziwym artystom także zdarza się mimowolnie paść ofiarami paparazzi. Przykładem może być Jan Jakub Kolski, reżyser, który nigdy nie był celebrytą, a którego próbowano fotografować na pogrzebie jego własnej córki.
Jeśli komuś przytrafia się taka dramatyczna sytuacja jak Kolskiemu, media na całym świecie poświęcają jej uwagę. Ktoś, kto nie wywoływał specjalnego zainteresowania mediów plotkarskich, bo robił filmy dla ambitnej publiczności, nagle przeżywa tragedię i nagle informują o tym wszyscy. Takie są media. Proszę jednak zwrócić uwagę, że to trwało tylko przez pewien czas, a dziś Jan Jakub Kolski wrócił do roli artysty dla nieco bardziej wyrobionej publiczności. Ja bym to nazwał epizodem celebryckim.
W show biznesie krążą legendy o tym, że redakcje mają kompromitujące nigdy niepublikowane zdjęcia niektórych znanych osób. Czy takie haki na celebrytów faktycznie istnieją?
Tak, to prawda, nie mogę jednak wymienić nazwisk. Są na przykład popularni prezenterzy telewizyjni sfotografowani razem. Jest pewien prezenter sfotografowany w hotelu z jakąś dziewczyną, bynajmniej nie jego partnerką. Trochę takich zdjęć jest, ale to są rozmowy i negocjacje na poziomie redaktorów naczelnych i osób zainteresowanych. Od paparazzi wiem, że dostali pieniądze za takie zdjęcia, czyli redakcja je kupiła, ale nigdy ich nie opublikowała.
Czy takie kompromitujące zdjęcie powstają na zlecenie redakcji?
Różnie to wygląda. Często powstają przypadkiem, czyli paparazzi podejmuje trop, jedzie za znaną osobą i nagle trafia na historię, której się nie spodziewał. Takie zdjęcia są, ale najczęściej nie są publikowane. Choć zdarza się, że dzieje się inaczej, czego przykładem może być nieszczęsny przypadek Tomasza Schimscheinera, krakowskiego aktora, którego sfotografowano jak wychodził z agencji towarzyskiej. Te zdjęcia się ukazały.
Od czego więc zależy, że niektóre zdjęcia zostają opublikowane, a inne nie?
Powody bywają różne. Jeden paparazzo opowiedział mi, jak zrobił zdjęcie celebryty wychodzącego z agencji towarzyskiej. Ten się zorientował, podszedł do fotoreportera i zapytał go „ile?”. On mu wymienił kwotę. Celebryta powiedział, że nie ma tyle przy sobie, ale pójdzie do bankomatu. Wrócił z umówioną kwotą, wręczył ją paparazzo, a w zamian otrzymał kartę pamięci ze zdjęciami. Nie wszyscy paparazzi jednak idą na takie układy, ponieważ niektórzy z nich chcą być swego rodzaju strażnikami moralności. Uważają, że skoro celebryta sam poszedł do agencji towarzyskiej, mimo tego że ma żonę albo partnerkę, to trzeba to napiętnować i takie zdjęcie powinno zostać opublikowane. Dla innych to nie ma znaczenia i za odpowiednią kwotę są w stanie takie zdjęcie zainteresowanej gwieździe oddać. To są jednak bardzo delikatne historie, ponieważ może pojawić się oskarżenie o szantaż. Paparazzi bardzo pilnują wiec, żeby propozycja wyszła od drugiej strony. We Włoszech jeden paparazzo, Fabrizio Corona, założył agencję, która specjalizowała się w robieniu kompromitujących zdjęć głównie sportowcom, którym następnie proponowano, że za odpowiednią kwotę fotografia nie ujrzy światła dziennego. Za tę działalność trafił do więzienia.
W książce napisał pan, że aby być paparazzo, trzeba mieć dobry sprzęt fotograficzny i jaja, jakość zdjęć zaś jest drugorzędna. Wydaje mi się jednak, że równie ważne co sprzęt i odwaga w tym zawodzie są kontakty "na mieście".
Owszem, ale te kontakty wyrabia się w trakcie pracy, tak samo jak w dziennikarstwie. Oni znają kelnerów, ekspedientów, pracowników telefonii komórkowych, różne osoby w mieście, od których mają informacje na temat tego, gdzie się dzieje coś, co może ich zainteresować. Oczywiście muszą im za to płacić, bo w tej pracy za wszystko się płaci, wiec informator też zarabia.
A jak wyglądają relacje pomiędzy paparazzi - pomagają sobie czy raczej podkładają wzajemnie kłody pod nogi?
Bywa różnie. Oni się wszyscy znają, bo grono paparazzi w Polsce nie jest liczne. Czasem sobie pomagają, ale tak naprawdę każdy chodzi własnymi ścieżkami. Opisałem w książce sytuację, jak jeden na drugiego czatował w miejscu, w którym tamten zaopatrywał się w marihuanę, a potem ruszył za nim w pościg i wszystko nagrywał kamerką. Każdy z nich chce zarobić, a najwięcej zarabia ten, który zrobił coś jako jedyny. Muszą więc tak wykolegować konkurencję, żeby danego tematu nie miał nikt inny. Wartość materiału na wyłączność wzrasta dziesięciokrotnie, więc jest o co walczyć.
Opisałem też zagrywkę Przemka Stoppy, który fotografował Jolantę Kwaśniewską w Juracie. Po tym, jak zrobił zdjęcia, na miejscu zjawiło się kilku innych paparazzo, którzy chcieli zrobić taki sam temat. Stoppa poszedł wiec do recepcji hotelu, w którym zatrzymała się Kwaśniewska, i poprosił, aby jej przekazano, że na dole czekają fotoreporterzy, którzy chcą zrobić jej zdjęcie. Temat został spalony. To była klasyczna rozgrywka, w której chodziło o to, żeby koledzy nie zrobili zdjęcia, jakie on zrobił poprzedniego dnia. Takie polecenie dostał od redakcji - to miał być materiał na wyłączność. Co ciekawe, koledzy nie mieli do niego o ten numer pretensji. Powiedzieli, że gdyby byli na jego miejscu, zrobiliby tak samo.
Czy w dobie telefonów z aparatami paparazzi mają większą konkurencję?
Proszę mi wierzyć, nie widziałem dobrych setów paparazzi zrobionych przez amatorów komórką. Każdy może zrobić zdjęcie, ale te krwiste, mięsiste historie, które media najbardziej lubią, są dziełem profesjonalistów. Oczywiście czasem powstają przypadkiem, ale najczęściej włożono w nie bardzo dużo pracy.
Czyli mamy złą wiadomość dla celebrytów, zawód paparazzi ma się dobrze.
Mamy raczej dobrą wiadomość dla celebrytów, paparazzi mają się dobrze, wciąż będziecie fotografowani, nie martwcie się. (śmiech)