Grażyna Szapołowska jest jedną z bohaterek książki Łukasza Maciejewskiego "Aktorki. Portrety". Artystka wyznała, że w przeszłości często bywała przez reżyserów wykorzystywana, bowiem proponowano jej rozbierane sceny nawet wówczas, gdy nie wymagała tego fabuła:

Reklama

Oczywiście często odbierałam telefony i słyszałam gubiącego się w zeznaniach reżysera, dukającego: "Słuchaj, Grażyna, jest taka rola, wiesz". Ścinałam to krótko: "Rozumiem, że trzeba się rozebrać?". "Tak". "Dobrze. A ty się rozbierzesz?" "Ja?! Eee, no tak". "No to dobrze”. Wiedziałam, że reżyserowi chodzi tylko o to, żeby pokazać kawałek mojego ciała. Dla roli to nie miało żadnego znaczenia, ale potem się okazywało, że ten kawałek ciała, który mógł być nawet ubrany, robił większe wrażenie niż cały film. - wspomina w książce.

Szapołowska nie ma wątpliwości, że to właśnie gotowość do rozbierania się przed kamerą zapewniła jej wiele zleceń:

Byłam młoda, naiwna i wybrałam taką drogę. Seks jako narzędzie pracy. Reżyserzy to wykorzystali. Im nie zawsze pomogło. Mnie chyba tak. Pół minuty machania tyłkiem wystarczyło, żeby zrobić karierę. To nie były czasy, w których można było wybrzydzać: "Nie, ja tego nie wezmę, tamto mi się nie podoba". Teraz mogę sobie na to pozwolić, ale wtedy brało się wszystko jak leci, żeby czegoś się nauczyć, pracować, a często po prostu przeżyć. Pracowaliśmy przecież za śmieszne stawki.