Marek Kondrat, od czasu porzucenia aktorstwa, słynie z niechęci do udzielania wywiadów. Jednak z okazji promocji swojej książki "Winne strony" zgodził się porozmawiać z "Gazetą Wyborczą".

Reklama

Aktor zdradził, skąd wzięła się jego fascynacja winami:

Między tym, co robiłem kiedyś, i tym, co robię dzisiaj, jest rażący kontrast. Pamiętam swoje olśnienie, gdy zobaczyłem po raz pierwszy winnicę. W 1998 roku pojechałem na kurs winiarski do Bordeaux.

Nagle wino miało więcej konotacji niż zwykła roślina z owocami. Winnica to świat zdyscyplinowany, ale ta dyscyplina jest inna niż teatralna. Spektakl trwa dwie godziny, winnica jest wieczna. W rosnącej winnicy zawiera się sens istnienia: ktoś żyje w tym miejscu, dba o nią, umiera i jego potomkowie przejmują po nim obowiązki. A robienie tego samego jest czymś bezpiecznym i dającym poczucie stabilności.

Redaktorka przeprowadzająca wywiad, zapytała Mara Kondrata o miłość:

Pyta pani o mój ślub? Uważam, że przysięgę małżeńską "aż do śmierci" powinno się składać nie wcześniej niż w wieku 65 lat. Wtedy ma jakiś sens. A mówiąc poważnie, miłość w wymiarze konkretnym to to, że te zakupy na targu można robić razem.

Reklama