Afera zaczęła się od krytycznego komentarza Joanny Horodyńskiej na temat sylwestrowego stroju Edyty Górniak:
Cała stylizacja to raczej szybki numerek, a nie długa rozkosz. Cekinowe legginsy mało przyjemnie wrzynające się w ciało, biały żakiet, podkręcony złotymi zamkami i szpilki fluo. To wszystko już było. Po Edycie każdy spodziewał by się więcej, lecz zobaczył, co zobaczył. Nie starczyło czasu, chęci czy pieniędzy? Widać Górniak znudziły się scena i przebieranki, ale nie daje nic w zamian. Repertuar nadal kuleje.
Czytaj więcej: Górniak źle znosi krytykę. Tym razem wściekła się na ...
Górniak bardzo źle przyjęła tę krytykę i na swoim profilu na Facebooku zaatakowała Joannę Horodyńską, nazywając ją "niespełnioną modelką, której brakuje seksu". Stylistka nie pozostała piosenkarce dłużna. W rozmowie z "Faktem"zarzuciła jej brak klasy i zasugerowała, że diva może być niezrównoważona:
Były u niej słowa dotyczące seksu. Chciałam więc zaznaczyć, że jeżeli ktoś uprawia dużo seksu, to nie ma takich fałdek jak Edyta Górniak. Seks powoduje, że się chudnie. Ja raczej schudłam ostatnio, więc być może go dużo uprawiam. A ona zarzuca mi brak seksu. Nie chcę mówić o niezrównoważeniu Edyty. Nie znam tematu, nie wiem, czy chodzi na terapię. Każdy człowiek boryka się z różnymi problemami. Wypowiadanie słów, które dotyczą życia prywatnego, jest bez klasy. Nie dystansu, a braku klasy. Życzę więc Edycie w nowym roku, by nauczyła się klasy. Jeśli to jest w ogóle możliwe.
Jak sądzicie, kto ma rację w tym sporze?