Przypomnijmy, iż konflikt między Rodowicz i Wiśniewskim zaczął się od tego, iż Maryla w jednym z wywiadów stwierdziła, że słowo "gwiazda" jest w polskim show biznesie nadużywane:
Jeśli Mandaryna jest gwiazdą, to kim ja jestem? Carycą? - zapytała artystka.
Ta wypowiedź bardzo nie spodobała się byłemu mężowi Mandaryny. Michał Wiśniewski zaatakował więc Rodowicz na swoim Facebooku pisząc, że w przypadku Mandaryny było przynajmniej na co popatrzeć, a Rodowicz nie da się już ani słuchać, ani oglądać. Wiśniewski stwierdził także, że jego była żona wiedziała kiedy zejść ze sceny, w przeciwieństwie do Maryli, która kurczowo trzyma się "dawno już zapomnianego tronu". Na koniec oburzony lider Ich Troje stwierdził, że nie zamierza już mówić Maryli Rodowicz "dzień dobry".
>>>Czytaj więcej: Wiśniewski ostro do Rodowicz: Słuchać już się nie da, nie ma na co patrzeć
A jak na ten atak zareagowała sama Maryla? Okazuje się, że artystka nie dała się sprowokować Wiśniewskiemu i skomentowała całą sprawę z humorem i dystansem:
Nie powiedziałam na temat Mandaryny nic obraźliwego. Ich dzieci teraz przeczytają moje słowa i co?! Tam nic złego o niej nie było. Nie było oceny jej umiejętności. Cóż... każdy ma prawo pisać, co chce. Przecież nie możemy mu tego zabronić. Nawet jeżeli nie jest to miłe, to przecież nie będę się obrażać. Napisał, że przestaniemy mówić sobie "dzień dobry", czyli już mi się nie ukłoni? No trudno... - powiedziała w rozmowie z "Super Expressem"