W najnowszym wywiadzie, udzielonym magazynowi "Viva!", Beata Tadla opowiedziała o swoich przewinieniach z dzieciństwa. Okazuje się, że dziennikarka była niezłą rozrabiaką:

Pamiętam, że mieliśmy nawet swój podwórkowy ruch oporu. Rzucaliśmy w rosyjskie dzieci kępami trawy unurzanymi w błocie albo oblewaliśmy je wodą w poniedziałek wielkanocny, bo szły wtedy do szkoły, a my mieliśmy wolne. Zdarzały mi się też dziwne autodestrukcyjne pomysły. Na przykład zwisałam z dziewiątego piętra, trzymana za nogi przez kuzynkę. A jako sześciolatka zjadłam 60 tabletek przeciwbólowych.

Reklama

Zapytana o to, czy połknięcie tabletek było próbą samobójczą, odparła:

Skądże, były po prostu słodkie. Płukanie żołądka uratowało mi życie. Czasem się śmieję, że gdybyśmy żyli w dzisiejszych czasach, przed domem moich rodziców stanęłyby wozy telewizyjne, wypowiadaliby się specjaliści, a tabloidy nie dałyby im żyć. A oni nie mieli z moimi wyskokami nic wspólnego!

Dziennikarka wyznała także, że choć dzieciństwo miała szalone, to lata młodości spędziła pracując:

Myślę, że każdy etap w życiu powinien następować jeden po drugim, bo na wszystko jest odpowiednia pora. Kiedy inni się bawili, szaleli, chodzili na imprezy, ja pracowałam. I studiowałam. Nie miałam na nic czasu, dopiero więc po trzydziestce zauważyłam, że ten okres dojrzewania mi umknął. Że nie myślałam o sobie, tylko o zdobywaniu newsów.