O całym skandalu z udziałem Magdy Gessler i pracowników hotelu Dolina Charlotty pod Słupskiem, napisał portal gazeta.pl. Słynna restauratorka zatrzymała się w kurorcie, ponieważ w niedalekiej okolicy kręciła kolejny odcinek "Kuchennych rewolucji".

Reklama

Z relacji pracowników hotelu wynika, że pobyt Magdy Gessler przebiegał bez żadnych problemów, aż do ostatniego dnia, kiedy to restauratorka powinna zapłacić rachunek. Gwiazda TVN miała ponoć zaproponować recepcjonistce, że rozliczy się z hotelem przez umowę barterową, czyli zamiast gotówki, zapewni reklamę w swoim programie oraz przewodniku po Europie, nad którym aktualnie pracuje. Właściciel hotelu nie przystał na propozycję pani Magdy i wówczas miały zacząć się problemy. Gwiazda zaczęła ponoć narzekać na warunki pokoju, w jakim ją zakwaterowano oraz jedzenie, jakie serwował hotel. Zażądała dużego rabatu oraz spotkania z właścicielem:

Czuliśmy, że szykuje się taka sytuacja. Menedżer pani Gessler poprosił o fakturę, żeby później zapłacić. Zażądałam gotówki lub płatności kartą. Po północy przyjechała pani Gessler. Była wściekła, używała ordynarnych słów. Do stróża, który pilnował wózka z bagażami, rzuciła: "co się k... tak na mnie patrzysz". Ja usłyszałam, że jestem głupia, skoro pracuję w takim miejscu, gdzie menedżer hotelu jest świrem. Rzekomo cały czas czekała na propozycję rabatu ze strony hotelu i się nie doczekała. A poza tym w ogóle nie rozumiemy, jaki błąd popełniamy, bo chciała nas wypromować w przewodniku po Europie, który przygotowuje. - powiedziała portalowi gazeta.pl recepcjonistka hotelu.

Magda Gessler twierdzi jednak, że to obsługa hotelu zachowała się nie w porządku wobec niej:

Dla mnie to sytuacja zupełnie niewyobrażalna w czterogwiazdkowym hotelu. Obsługa popełnia cały łańcuszek błędów. Zostaję poproszona o przeniesienie się z apartamentu, który zarezerwowałam do pokoju, gdzie - jak się okazuje - mieszka już jakaś para. Dają mi w końcu apartament na poddaszu, gdzie nie działa klimatyzacja, chyba że ktoś chce sobie podgrzać powietrze do 36 st. W normalnych warunkach przyszedłby do mnie menadżer hotelu, przeprosił i porozmawiał na temat rabatu, który mi się po prostu należy. A menadżer sam decyduje, że daje zniżkę 30 procent i nie pyta klienta o zdanie. Poza tym jest nieuchwytny na telefon, bo się obraził, co już zakrawa na ponury żart. - broni się gwiazda

W całą aferę zamieszany jest także prezydent Słupska, który stanął po stronie Magdy Gessler. Sama restauratorka zapewniła zaś, że czuje się przez właściciela hotelu pomówiona, dlatego zamierza dochodzić swoich praw na drodze sądowej.