Hanna Lis na swoim blogu prowadzonym na portalu natemat.pl, postanowiła w drodze wyjątku, zamiast o gotowaniu, napisać o pracy redaktorów kolorowych pism. Dziennikarka nie ukrywa swojego oburzenia wobec metod i manipulacji, jakimi jej zdaniem posługują się pracownicy plotkarskich mediów:

Reklama

Przed chwilą z telewizyjnej reklamy dowiedziałam się, jakobym zrezygnowała z wyjazdu na ferie z dziećmi. Że jak? Zbliżam się do ekranu telewizora i czytam (na reklamowanej okładce), że w tej "trudnej decyzji" "wspierają mnie mąż i córki". Nie wiem jeszcze, co jest owej trudnej decyzji powodem, i co jeszcze podpowiedziała autorowi artykułu wyobraźnia, bo pisma nie miałam w ręku, ale ten wstrząsający NEWS śmiga już na opiniotwórczych portalach poświęconych życiu celebrytów, dzięki czemu wreszcie i ja mogę poznać źródło moich rozterek.

Jak wynika z dalszej relacji Hanny Lis, redaktor magazynu "Party" faktycznie skontaktował się z nią, by dowiedzieć się, co ciekawego w ostatnim czasie dzieje się w życiu popularnej dziennikarki. Kiedy z ust samej bohaterki swojego przyszłego artykułu usłyszał, że nic, postanowił podejść do tematu z inne strony.

Nazajutrz zadzwonił do mnie z radosną informacją, że napisze tekst o tym, co się u mnie NIE DZIEJE. "A co się nie dzieje?" - pytam. - "Dziecko się nie dzieje" - odpowiada. To znaczy nowe dziecko się nie dzieje, bo jak wiadomo dwie córki już mam. Miły redaktor miał nawet gotowy pomysł na tytuł "Dziecko będzie musiało poczekać". Nie czekając na odpowiedź, jak długo i dlaczego moje niepoczęte wciąż (ani nawet niezaplanowane) dziecko będzie jeszcze musiało poczekać, zapytałam wprost, czy w tej redakcji już doszczętnie postradano zmysły.

Reklama

Dziennikarka twierdzi, że kategorycznie sprzeciwiła się publikacji takiego tekstu, redaktor "Party" nie dawał jednak za wygraną:

Po paru dniach znów zadzwonił telefon i znów usłyszałam w słuchawce nieśmiertelne "co nowego słychać". Odpowiedź niezmiennie ta sama: NIC. A może jednak coś słychać? NIE. A może na ferie z dziećmi Pani jedzie? NIE. A dlaczego nie? BO CÓRKI JADĄ ZE SWOIM TATĄ. A dlaczego jadą ze swoim tatą? BO CO DRUGI ROK JEŻDŻĄ ZE MNĄ, A CO DRUGI Z TATĄ. Aha - a kiedy Pani pojedzie z nimi gdzieś? W MAJU. A dokąd? MOŻE NA SYCYLIĘ. (...)Po kilku dniach dostaję na maila gotowy tekst z prośbą o autoryzację(?). Przed otworzeniem pliku pluję sobie w brodę, że powiedziałam cokolwiek o czymkolwiek (wyjazd na Sycylię) i otwieram nadesłane dzieło. Dzieło z gatunku science fiction, jak się po chwili okaże. Pan dziennikarz pisze w nim o dylemacie, który musiałam rozstrzygnąć, o trudnej decyzji, o tym, że zrezygnowałam z wyjazdu z dziećmi, bo groziłby utratą pracy, o tym, że sytuacja jest iście dramatyczna i nie mam już czasu dla rodziny. Przecieram oczy ze zdumienia, bo na początku wydaje mi się, że pomylili teksty, że to o kim innym. Przecież to wszystko jest wzięte z sufitu! - pisze wyraźnie poirytowana Hanna Lis. Z dalszej relacji wynika, że dziennikarka zadzwoniła do redakcji kolorowego magazynu i po raz kolejny oświadczyła, że nie zgadza się na publikacje takiego tekstu. Najwyraźniej brak zgody bohaterki artykułu nie był redaktorowi potrzebny, bowiem news o tym, iż Hanna Lis musiała zrezygnować z wakacji z córkami ze względu na pracę, pojawił się w najnowszym numerze "Party". Co więcej, Lis widnieje na okładce magazynu, a tekst o jej dylematach jest tematem numeru.