Wojciech Karolak, w wywiadzie udzielonym "Newsweekowi" powiedział:

Gdy jechałem na spotkanie z panią, schowałem się przed deszczem pod wiatą. I tam wjechał na mnie dziecięcym wózkiem jakiś facet, a gdy chciałem zrobić biedakowi trochę miejsca, wjechała na mnie drugim wózkiem jego żona. Pomyślałem sobie, że mają przerąbane. Nie mają już życia. My jesteśmy wygrani, bo wtedy, gdy inni się męczą, siedzimy po prostu w Warszawie i jesteśmy najszczęśliwsi. - stwierdził mąż Marii Czubaszek.

Reklama

Wojciech Karolak wyznał także, jak wyglądały początki jego związku z publicystyką:

Cofnijmy się w czasie do 1975 roku: jestem już cztery miesiące w Nowym Jorku i nagrywamy z Michałem Urbaniakiem płytę. Mówię mu jednak, że wracam do Polski. Znałem już wówczas Marysię i ciągnęło mnie do niej. Powiedziałem więc Michałowi, że muszę wrócić do Marysi. Musiał się wypytywać kolegów, co i jak, bo mi wytknął, że wracam do cycatej blondynki. Ale ja nigdy tak Marysi nie nazwałem. Bo nigdy mi się nie podobały wysportowane, smażące się na plaży superdziewczyny. Zawsze lubiłem skromniutkie, delikatne, chorowite myszki.

Karolak zaznaczył także, że jego ukochana ma silny charakter, czego zdarzało mu się doświadczać na własnej skórze. Kiedy próbował wytłumaczyć, że w trakcie swoich podróży z muzykami nie spotyka się z innymi dziewczynami, Czubaszek nie uwierzyła mu na słowo:

Usiłowałem jej to jakoś wytłumaczyć. To było spotkanie przy alkoholu, więc mnie kopnęła piętą i złamała mi żebra. Potem żałowała, że tylko dwa. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie jestem masochistą, ale lubię ludzi z charakterem.