Przypomnijmy iż Grażyna Szapołowska złożyła pozew przeciwko swojemu byłemu przełożonemu Janowi Englertowi po tym, jak ten dyscyplinarnie zwolnił ją z pracy w Teatrze Narodowym, którego jest dyrektorem artystycznym. Pozbawienie aktorki stanowiska było karą za to, że w ubiegłym roku teatr musiał odwołać jedno z zaplanowanych przedstawień "Tanga" ponieważ aktorka nie stawiła się w pracy, gdyż miała w tym czasie nagranie programu "Bitwa na głosy". Szapołowska uznała, że została potraktowana niesprawiedliwie, ponieważ uprzedzała przełożonego o swoich planach, a ten mimo tego oczekiwał iż stawi się w teatrze w dniu nagrania programu.

Reklama

Jak informuje Super Express, główną linią obrony aktorki była fakt, iż rok wcześniej w podobnej sytuacji była Beata Ścibakówna, żona Jana Englerta, która występowała jednocześnie w teatrze i programie "Gwiazdy tańczą na lodzie". Wówczas Englert nie miał nic przeciwko temu, by aktorka łączyła te dwa zadania.

Niepotrzebnie Grażyna upierała się w sądzie, że dla żony to Jan Englert zrobił wyjątek i pozwolił na występ w show, a jej zgody nie dał. Janka to zabolało, że Szapołowska na ataku na Ścibakównę oparła swoją linię obrony - zdradza Super Expressowi osoba z branży dodając, że Englert, jako dyrektor artystyczny Teatru Narodowego, jest człowiekiem ugodowym,jednak w tym wypadku sprawy zaszły za daleko.

Początkowo Grażyna Szapołowska chciała w toku postępowania sądowego uzyskać przywrócenie do pracy oraz odszkodowanie. Teraz jednak, po niekorzystnych dla niej zeznaniach świadków chce jedynie przywrócenia do pracy oraz ugody.

Jan Englert jednak nie jest takim rozwiązaniem sporu zainteresowany. Jak zakończy się ta sprawa?

Reklama