Maryla Rodowicz obok Edyty Górniak, Justyny Steczkowskiej, czy Zenka Martyniuka, była jedną z tych gwiazd, które 31 grudnia pojawiły się na scenie w Zakopanem. To właśnie tam odbywał się "Sylwester z Dwójką".

Reklama

Okazuje się, że nie wszystko, co działo się za kulisami tej imprezy, przypadło do gustu, piosenkarce. Rodowicz w obszernym wpisie zamieszczonym na Facebooku, opowiedziała fanom, co jej się nie podobało. Podobnie, jak Zenek Martyniuk, ona także miała problemy z wejściem na scenę podczas prób.

Maryla Rodowicz o kulisach "Sylwestra z Dwójką". Kto nie chciał jej wpuścić?

To prawda, że służby porządkowe nie chciały mnie wpuścić na próbę i to dwukrotnie. Nie pomogły teksty, że ja na próbę. "Dowód poproszę", "Ale ja nie mam dowodu", "No to pani nie wejdzie. Taki mamy prikaz". Faktycznie, w tym roku, czyli w tamtym, porządkowi mieli takie dyrektywy, że tylko z dowodem i trzeba było być na liście– czytamy.

Reklama

Poszła fama, że na terenie miały być rozmieszczone kamery i że mysz się nie przeciśnie. Akurat. Ja mam zwyczaj stania za kulisami w pełnej gotowości, w kostiumie co najmniej pół godziny przed wejściem na scenę- napisała.

Maryla Rodowicz skarży się na obsługę "Sylwestra z Dwójką". "Byłam bez przerwy przeganiana"

Maryla Rodowicz była tak zniesmaczona tym, co działo się za kulisami "Sylwestra z Dwójką", że chciała nawet wulgarnie odpowiedzieć jednemu z pracowników.

To jest dosyć uciążliwe, bo za kulisami jest mało miejsca, byłam bez przerwy przeganiana z miejsca na miejsce w dość chamski sposób. Nosz, pomyślałam sobie, po finale syknę do tego panoszącego się inspicjenta "Jeszcze raz tak się do mnie odezwiesz, k***o, to ci prz*******lę", ale zapomniałam i przypomniało mi się dopiero w hotelu - wspomniała we wpisie.

Piosenkarkę zirytowała również obecność przypadkowych osób, które jak stwierdziła "lansowały się w trakcie koncertu".

Reklama

Mocno wkurzające były lansujące się za kulisami, w trakcie koncertu, osoby zupełnie nie związane z imprezą, tak zwani krewni i znajomi królika. Tu się przebierają półgołe tancerki, tu się przygotowują artyści do wejścia na scenę, a tu się pałętają uhahane obce ciała - napisała. I dodała, że przecież "miała się nie przecisnąć nawet mysz".

Dobrze, że w ogóle mnie dopuścili na scenę. I że byłam w Zakopanem,bo mam słabość do górali, do ich muzyki, do ich folkloru, do knajp, do oscypków z grilla, do rydzów z patelni i w ogóle, hej! - podsumowała.