W serialu „Sługa narodu” wciela się pan w głównego bohatera Ignacego Koniecznego. To bardzo symboliczna rola, bo w wersji ukraińskiej tę postać zagrał obecny prezydent Ukrainy – Wołodymyr Zełenski.
Symboliczna? W Ukrainie - z pewnością, u nas - chyba nie bardzo… Cieszę się, że to mi przypadło w udziale kreowanie tej postaci w serialu „Sługa narodu”. Jednak podchodzę do tego jak do każdej zawodowej pracy. Jestem aktorem i chcę to zrobić po prostu jak najlepiej.
Ale jest pan świadomy tego, co może się stać po tym serialu?
Tak (śmiech). To jest pytanie, które najczęściej jest mi zadawane od momentu, gdy okazało się, że to ja będę Ignacym Koniecznym w polskiej wersji. Odpowiadam zdecydowanie. Absolutnie. Rękami i nogami będę się bronił przed polityką. Nie mam w planach żadnej kariery politycznej, zostaję przy aktorstwie i reżyserii.
Jak pan budował tę postać?
Na początku oczywiście obejrzałem oryginał. Uważam, że to bardzo dobry, fajnie grany serial. Świetny, jeśli chodzi o wyczucie komediowe. Potem dostałem polską wersję scenariusza i trochę pracowaliśmy nad tym, by ten „timing” komediowy jak najlepiej wybrzmiał w polskiej wersji. A potem przyszedł czas na codzienną pracę na planie. Starałem się nie tylko „uchwycić” tego bohatera i korzystać z tego co ma w sobie w oryginale, ale też dodać coś od siebie. Myślę, że będę trochę innym prezydentem niż był nim aktor Wołodymyr Zełenski.
Co pan wyłapał z tego oryginału?
Bardzo mi się podobało właśnie to, że oni grają dosyć szybko, część dialogów w oryginale ma walor dialogów improwizowanych. Tak powstawał ten scenariusz. My mieliśmy co prawda gotowe teksty, jednak ten specyficzny charakter „prawdy”, złudzenia, że to się dzieje „tu i teraz”, że te postaci są wrzucone w jakieś okoliczności i muszą się w nich na bieżąco odnajdywać - gorączkowo, niekiedy nieudolnie - staraliśmy się zachować. Bardzo mi zależało, by ten walor komediowy był wyczuwalny u Ignacego, ale też żeby nie przesadzić - żeby nie wyszedł z tego kabaret. Bardziej - delikatne puszczenie oka do widowni. Żeby grać to w tempie, z puentami, z zaznaczaniem ciętych ripost. Podobnie jak w oryginale.
Czy jakieś gesty, mimikę z oryginału, czyli Zełenskiego, pan przeniósł do swojej postaci?
Nie, nie ma chyba takich rzeczy. Każdy z nas dysponuje własną organiką, energetyką, motoryką ciała. Jesteśmy trochę innymi ludźmi w warstwie zachowań, gestów, mimiki. Nie starałem się naśladować oryginału.
To jaki jest ten Ignacy?
To nauczyciel historii, człowiek porządny, uczciwy i prawy. Może te określenia są mało atrakcyjne, ale faktycznie definiują Ignacego. Mój bohater w niezwykłych okolicznościach zostaje prezydentem kraju i zyskuje ogromną popularność wśród zwykłych ludzi właśnie tą swoją prawością, uczciwością. Serial jest komedią, a jednak pod spodem to w sumie niewesołe zderzenie wielkich ideałów i dobrych intencji z brutalnym światem wielkiej polityki. Ze zderzenia tych dwóch światów, a także ze zderzenia nieporadności mojego bohatera (bo Ignacy nie jest „życiowo” super zaradnym człowiekiem) ze sprytem wytrawnych graczy politycznej areny rodzi się główny konflikt w serialu. I ten konflikt generuje oczywiście wiele komicznych wypadków, jednak bywa też przerażający.
Co według pana będzie siłą tego serialu?
Myślę, że to jest ciekawa historia, fajny bohater. W wielu z nas jest dużo niezgody na to, jakimi prawami rządzi się świat wielkiej polityki i naturalnym skutkiem tej niezgody może być silne utożsamienie się z postawą Ignacego. Dużym walorem jest to, że to nie jest serial super serio, tylko zabawna historia. Ogromnym atutem jest też obsada, mówię o koleżankach i kolegach jak Danuta Stenka, Dorota Kolak, Magda Popławska, Krzysztof Dracz. To naprawdę rewelacyjny zestaw i jestem zachwycony, że znalazłem się w tym gronie.
Na co w świecie polityki nie ma pan w sobie zgody?
Na wszystko co ten świat deprawuje, a co musi budzić sprzeciw. Na niekompetencję, nepotyzm, korupcję, pogardę dla drugiego człowieka, kierowanie się tylko własnym interesem, a nie interesem społeczeństwa. Chyba wszyscy mamy tego dość.
Wspomniał pan o tym, że podpatrywał oryginał, ale czy w Ignacym są znaki szczególne polityków z polskiej sceny politycznej?
Nie ma jednego konkretnego adresu, nie chcieliśmy żeby tak było. Postawiliśmy na uniwersalną historię. Jednak zdarzają się w niej drobne nawiązania do współczesnej polskiej polityki. Dodają one komediowego charakteru i myślę, że wyłapywanie tych wszystkich niuansów, może być dla widza dużą radością.
Jak współpracowało się z Okiłem Khamidovem, który nadzorował ten projekt, a wcześniej przez wiele lat realizował serial „Świat według Kiepskich”?
Okił sprawował opiekę artystyczną, a Maciej Bieliński reżyserował serial. To była dobra współpraca. Okił to człowiek instytucja, bardzo doświadczony. Cieszyło mnie to, że dostawałem jasne komunikaty - bo jestem osobą i aktorem, który lubi wiedzieć, rozumieć, co ma do zagrania. Spędziliśmy 50 dni zdjęciowych, tych uwag było całkiem sporo, ale główną było to, żebym „pilnował” swojego bohatera. Żebym znalazł w nim odpowiedni balans. Żebym z jednej strony nie ciągnął go za bardzo w stronę komedii, ale też żeby Ignacy nie był za bardzo stanowczy, antypatyczny. To wszystko nie było proste, bo (jak już wspominałem) Ignacy jest przede wszystkim uczciwy i prawy - a to nie są z reguły zbyt atrakcyjne cechy do grania. Chętnie by się poszło albo w jakąś komedię, albo rysę na tym kryształowym obrazku. Na szczęście Ignacy jest też życiowym safandułą.
Trzeba się było tej safandułowatości nauczyć?
Tak, bo ja raczej należę do ludzi dosyć zaprogramowanych i zaplanowanych. To była dla mnie nowość, taka cecha charakteru… Ale jako prezydent na planie, czy aktor w kamperze: „ja się ciągle czegoś uczę”, że zacytuję klasyka (śmiech).