Trzeba rozróżniać monarchię, jako instytucję, od samej rodziny królewskiej. W oczywisty sposób to, że ten spór toczony tak publicznie, przynosi szkodę rodzinie, ale nie uważam, by było to szkodliwe dla monarchii jako instytucji. Testem, czy to w jakimś stopniu jest szkodliwe dla monarchii, będzie następne badanie opinii publicznej na temat jej utrzymywania, ale poparcie dla instytucji jest od lat silne i stabilne - podkreśla prof. Hazell, który zajmuje się badaniami pozycji ustrojowej monarchii w Wielkiej Brytanii.
Monarchia ponad republiką
Wskazuje, że w regularnie przeprowadzanych sondażach, w których ludzie pytani są, czy chcą utrzymania monarchii, czy też woleliby, aby Wielka Brytania stała się republiką, od 30 lat poparcie dla republiki waha się między 15 a 20 proc., sporadycznie dochodząc do 25 proc., zaś dla utrzymania monarchii waha się od 60 do 80 proc., czasami spadając do 55 proc. Byłbym bardzo zaskoczony, jeśli następny sondaż w tej kwestii pokazałby coś zasadniczo odmiennego - dodaje.
Odnosząc się do sondażu ośrodka YouGov, przeprowadzonego kilka dni przed ukazaniem się "Spare", w którym popularność księcia Harry'ego spadła do najniższego poziomu w historii, Robert Hazell podkreśla, że to badanie nijak się ma do wspomnianego przez niego rozróżnienia. Taki sondaż mówi o popularności pojedynczego członka rodziny. Trzeba rozróżniać rodzinną operę mydlaną, którą - co w pełni rozumiem - media są zainteresowane, bo to napędza sprzedaż, ale z ustrojowego punktu widzenia nie jest ona istotna. Byłaby ona istotna jedynie, gdyby szkodziła monarchii jako instytucji - wyjaśnia.
Strategia rodziny królewskiej
Uważa on, że strategia rodziny królewskiej, która w żaden sposób nie odniosła się ani do udostępnionego w grudniu przez Netflix serialu "Harry & Meghan", ani do "Spare", jest absolutnie właściwa. Jeśli robiliby cokolwiek innego niż zachowywanie pełnego godności milczenia, jeśli zaangażowaliby się w prowadzenie publicznych sporów, byłoby to tylko przedłużaniem sprawy i nie służyłoby to nikomu - mówi.
Hazell zaznacza, że nie chce spekulować na temat motywacji, którymi kieruje się książę Harry. Jak można było zauważyć w ostatnich dniach, napisano wiele artykułów o tym dlaczego może on to robić. Komentarze w brytyjskiej prasie są w większości bardzo krytyczne, zaś ich autorzy uważają, że to wszystko w istocie najbardziej szkodzi samemu Harry'emu, choć przypuszczam, że w Stanach Zjednoczonych oceny mogą wyglądać inaczej. Ale jestem ekspertem od spraw ustrojowych, a nie psychologiem czy psychoanalitykiem, więc proszę mi wybaczyć, ale nie będę spekulował, dlaczego Harry może to robić - mówi.
Przyznaje on, że w najmłodszych grupach wiekowych popularność Harry'ego i jego żony Meghan jest relatywnie najwyższa, a zarazem poparcie dla utrzymania monarchii najniższe, lecz uważa, że z tego drugiego faktu nie należy wyciągać zbyt daleko idących wniosków, bo nie jest to niczym nowym.
We wszystkich badaniach przeprowadzonych przez ostatnie 30 lat wyniki pokazywały, że wśród młodych ludzi poparcie dla monarchii jest znacznie mniejsze niż wśród ludzi w średnim wieku i starszych. Ale gdy ci młodzi ludzie dorastają, ich poparcie dla monarchii rośnie. Badania przeprowadzane po latach na tych samych grupach pokazują, że ci sami ludzie, którzy w młodości byli sceptyczni co do monarchii, będąc w średnim wieku popierają ją znacznie mocniej. Nie twierdzę, że to w przyszłości się nie zmieni, ale będziemy mogli to stwierdzić w sondażach przeprowadzonych nie za miesiąc czy za rok, lecz za 10 lat - wyjaśnia prof. Hazell.
Kontrowersyjne pamiętniki "Spare"
Budzące ogromne emocje pamiętniki "Spare" ("Zapasowy") ukazały się w miniony wtorek. Harry, młodszy syn króla Karola III i jego nieżyjącej już pierwszej żony, księżnej Diany, opisuje w nich swoją frustrację wynikającą z powodu bycia "zapasowym dziedzicem", złość na część brytyjskich mediów, nieprzezwyciężoną traumę po śmierci matki, zmagania ze zdrowiem psychicznym, życie, które prowadził przed poznaniem amerykańskiej aktorki Meghan Markle, oraz załamanie relacji z resztą rodziny królewskiej.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński