Ze wszystkich rewelacji ujawnionych w książce, która trafiła do sprzedaży we wtorek, ta informacja niesie za sobą największe potencjalne konsekwencje. Eksperci ds. bezpieczeństwa wskazują, że islamiści mogą próbować dokonać zemsty i Harry ściągnął ryzyko nie tylko na swoją rodzinę, ale też na wszystkich brytyjskich żołnierzy, a także na wydarzenia, którym patronuje, jak np. Invictus Games, zawody dla okaleczonych na wojnie weteranów.

Reklama

Manipulacja medialna?

W wywiadzie udzielonym we wtorek wieczorem w programie "The Late Show" w amerykańskiej stacji CBS przekonywał jednak, że winne są media, które skupiają się tylko na liczbie zabitych przez niego, pomijając cały kontekst tego wyznania. Wyjaśniał, że jego celem jest zmniejszenie liczby samobójstw popełnianych przez weteranów niemogących sobie poradzić z problemami psychicznymi będącymi efektem wojny.

Bez wątpienia najgroźniejszym kłamstwem, jakie opowiedziały (media), jest to, że w jakiś sposób chwaliłem się liczbą ludzi, których zabiłem w Afganistanie. Gdybym słyszał, że ktoś się czymś takim chwali, byłbym wściekły. Ale to jest kłamstwo. To naprawdę martwiące i bardzo niepokojące, że może im to ujść na sucho... Moje słowa nie są niebezpieczne - ale manipulacja moimi słowami jest bardzo niebezpieczna dla mojej rodziny. To jest wybór, którego dokonali - mówił Harry w CBS.

Reklama

Służba w Afganistanie

W książce Harry, który w Afganistanie służył w latach 2012-13, pisze, że dzięki prowadzeniu dokumentacji mógł "zawsze dokładnie powiedzieć, ilu wrogich bojowników zabił". A więc moja liczba: dwadzieścia pięć. Nie było to coś, co napełniało mnie satysfakcją, ale też nie wstydziłem się. (...) To były figury szachowe usunięte z planszy, źli ludzie wyeliminowani, zanim mogli zabić dobrych ludzi - wyjaśnia.

Komentując ujawnienie tej informacji emerytowany dowódca Royal Navy, admirał Alan West powiedział gazecie "The Sunday Mirror", że Harry był "bardzo głupi", ujawniając szczegóły dotyczące liczby zabitych talibów, a tegoroczne zawody Invictus Games, które odbędą się w Niemczech, ze względu na ich związek z nim będą miały "poważny problem z bezpieczeństwem".

Reklama

Główne brytyjskie dzienniki w recenzjach na temat "Spare" pisały, że jest to przede wszystkim autoterapeutyczna sesja człowieka, który nigdy nie pogodził się ze śmiercią matki, nie przestał obwiniać za tę śmierć mediów oraz nie pogodził się z rolą młodszego syna, przy czym jego nienawiść do mediów jest wątkiem przewijającym się przez całą książkę.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński