Anna Wendzikowska w swoim wpisie wyznała, że była poniżana i gnębiona. Bała się, że straci pracę przez to, że jest w ciąży.
By poradzić sobie ze stresem i nieprzyjemnymi sytuacjami, jakie ją spotykały trafiła na terapię. Wyznała, że miała też myśli samobójcze.
Wśród osób, które po jej wyznaniu także postanowiły opowiedzieć o swoich doświadczeniach jest Monika Richardson.
Przez pewien czas po odejściu z TVP, dziennikarka współpracowała ze stacją TTV.
Miałam swój epizod w telewizji TTV, której ówczesna szefowa jest dzisiaj wysoko postawioną postacią w grupie. Zrezygnowałam nagle, w połowie ramówki, czym wzbudziłam święte oburzenie dyrekcji. I słusznie, to było nieprofesjonalne. Powód: już nie mogłam dłużej wytrzymać. Teksty typu: "nikt cię już nie lubi", "rozmieniałaś się na drobne", "twoje małżeństwo sprawiło, że widzowie cię znienawidzili" były na porządku dziennym - wyznała.
Pewnego dnia, jakimś cudem, nagranie fragmentu programu publicystycznego, który prowadziłam z Romanem Czejarkiem trafił jako donos do mediów plotkarskich. Temat programu: seks po 40-ce - napisała.
Trzeba było się natrudzić, żeby akurat ten fragment wieczornego programu na żywo nagrać i wysłać gdzie trzeba, ale oczywiście pan producent, kolega pani dyrektor, wszystkiego się wyparł. Od tego czasu zostałam dla całej Polski tą, która "robiła to rano" - czytamy.
Czy mogę cokolwiek komukolwiek udowodnić? Nie. Czy jest możliwe, że na antenach TVN mobbing był/jest na porządku dziennym? Proponuję wyznania byłych i obecnych dziennikarzy tego medium potraktować śmiertelnie poważnie. Inaczej nic nigdy się nie zmieni - tymi słowami Monika kończy swój post.