Zapytana przez Michała Misiorka o pokolenie młodych aktorów, nie szczędziła im słów krytyki.

Gorzko wypowiedziała się także o koleżankach-aktorkach, które korzystają z zabiegów medycyny estetycznej.

Przede wszystkim nie rozumiem, co oni mówią na scenie, o telewizji już nie wspominając. Szemrzą coś pod nosem - stwierdziła Wiśniewska.

Dziś wystarczy parę razy pokazać się na czerwonym dywanie, zaliczyć jakiś jeden zawodowy wybryk i już jest się gwiazdą. To demoralizuje młodych ludzi. Chodzą potem w pawich piórach i myślą, że zjedli wszystkie rozumy - kontynuowała.

Reklama

Przyznała, że ona sama nie używa zbyt wielu kosmetyków do makijażu.

Koncentruję się na graniu, a nie na tym, jak wyglądam. Uważam, że jeśli aktorka punkt ciężkości w swoim zawodzie kładzie na urodę, to na dzień dobry jest przegrana - stwierdziła.

Dopytywana dlaczego, stwierdza, że "ona tej urody nie utrzyma".

Na stwierdzenie dziennikarza, że "są takie aktorki, które jednak próbują", odpowiedziała: No i jak później wyglądają? Mają parówki zamiast ust i napuchnięte policzki. Przecież to od razu widać. Albo robią sobie tak białe zęby, że nie da się na nie patrzeć, gdy stoją na scenie. Trzeba mieć świadomość upływu czasu i starzeć się z godnością. Nie wyobrażam sobie, żebym miała udawać dzierlatkę. Ani na scenie, ani w życiu. Uważałabym to za śmieszne i dezawuujące. Ale widzę, że niektóre moje koleżanki nie mają z tym problemu. Poprawiają urodę do tego stopnia, że ich nie poznaję.