Na początku czerwca za pośrednictwem Instagrama Doda poinformowała, że rozwodzi się z mężem.

Pod koniec września odbyła się pierwsza para rozwodowa małżonków, na której nie stawił się Emil Stępień.

Jestem wściekła. (...) Mam co najmniej dwie godziny wolne, więc postanowiłam się połączyć z wami i już nie eskalować mojej złości i postaram się uspokoić. Jak nie mam na coś wpływu, to jedynie mam wpływ na zaistniałą sytuację, więc mogę się nią na przykład przestać przejmować - mówiła Doda na Instagramie.

Poza problemami z rozwodem, pojawiły się też te związane z premiera filmu "Dziewczyny z Dubaju" zarówno Doda, jak i reżyserka Maria Sadowska odcięły się od produkcji. Powodem miały być problemy z montażem, jakie stwarzał Stępień.

Reklama

Jest to niemożliwe, żeby reżyserka nie miał prawa do final cut. Moje ego i duma jest schowane w kieszeń - mówiła w relacji Doda. Dodała, że sprawą zajęli się prawnicy, a ona sama nie ma z mężem kontaktu od kilku miesięcy.

Jest nieuchwytny. Nie mam z nim kontaktu. Wysyła do mojej mamy niepokojące wiadomości. Prawnicy już działają. Jest oskarżony o stalking i uważa, że nie ma nic do stracenia - mówiła.

"Mieliśmy jasny podział ról w spółce"

Reklama

Padło również pytanie o o to, czy to możliwe, by Emil Stępień sprzedał udziały Dody i wyrzucił ją z funkcji prezesa spółki.

Mieliśmy jasny podział ról w spółce. Zajmowałam się sprawami artystycznymi i kreatywnymi. Jak wyszłam za niego za mąż, ufałam mu w 100 proc. Nie miałam wątpliwości. Nie podważałabym jego złych intencji w stosunku do mnie - mówiła.

Podpisywałam wszystkie dokumenty, jakie podstawił mi pod nos. On mi ufał w sprawach artystycznych. Mogłam podpisać dokument, że zrzekam się praw do filmu. Film jest jego, ale konsekwencje prawne i finansowe są nasze - wyznała.

Zapewniła, że zacznie od skrótu filmu a jeśli będzie trzeba wejdzie do studia z policją.